2010-12-31
Pocztówka z zimowego Budapesztu.
Dwa obowiązkowe, moje ulubione miejsca do odwiedzenia jak najszybciej po przyjeździe to Wzgórze Gellerta oraz hala targowa Vásárcsarnok. Zakupiłam dwie piękne dynie piżmowe (z których powstała pyszna zupa) oraz odrobinę kasztanów. Pełnia szczęścia.
Obowiązkowa jest także wizyta w dużej księgarni - tym razem wyszłam obładowana kulinarnymi magazynami i książką Krisztiny Vrábel autorki kulinarnego bloga Dolce Vita. Ale o tym dokładniej w następnym wpisie, tymczasem chciałabym wszystkim moim czytelnikom życzyć wspaniałego Sylwestra i smakowitego Nowego Roku! :)
Etykiety:
Węgry
2010-12-30
I po Świętach... Konkurs.
Jeszcze w świątecznym nastroju pełnego ciepła i miłości, przeglądam i segreguję zdjęcia.
Jak co roku 12 dań, w tym obowiązkowo pierogi z kapustą i grzybami zrobione przez Babcię, wigilijny barszcz z uszkami, smażony karp, śledź pod pierzynką, śledź po żydowsku, sałatka jarzynowa i ryba po grecku (a jakże!).
Nie obyło się bez klusek z makiem, miodem i bakaliami oraz piernika. W tym roku upiekłam go na prawdziwym miodzie, dodałam pokrojone suszone śliwki i polałam rozpuszczoną czekoladą.
Tymczasem za oknem było biało, mroźno... i pięknie.
Nie było czasu przed, więc jest po Świętach - mam dla Was dwa duże kulinarne kalendarze na rok 2011 przygotowane przeze mnie i P.. Pełne przepisów i zdjęć, mam nadzieję smakowite.
Rozlosuję je pośród wszystkich czytelników, którzy do dnia 1 stycznia 2011 pozostawią komentarz pod niniejszym wpisem z odpowiedzią na pytanie jaka jest Wasza ulubiona potrawa świąteczna i dlaczego. 7 stycznia opublikuję zwycięzców i wyślę nagrody. Także wtedy opublikuję wersję elektroniczną PDF do ściągnięcia na komputer.
Z ciekawością czekam na Wasze komentarze :)
Jak co roku 12 dań, w tym obowiązkowo pierogi z kapustą i grzybami zrobione przez Babcię, wigilijny barszcz z uszkami, smażony karp, śledź pod pierzynką, śledź po żydowsku, sałatka jarzynowa i ryba po grecku (a jakże!).
Nie obyło się bez klusek z makiem, miodem i bakaliami oraz piernika. W tym roku upiekłam go na prawdziwym miodzie, dodałam pokrojone suszone śliwki i polałam rozpuszczoną czekoladą.
Tymczasem za oknem było biało, mroźno... i pięknie.
Nie było czasu przed, więc jest po Świętach - mam dla Was dwa duże kulinarne kalendarze na rok 2011 przygotowane przeze mnie i P.. Pełne przepisów i zdjęć, mam nadzieję smakowite.
Rozlosuję je pośród wszystkich czytelników, którzy do dnia 1 stycznia 2011 pozostawią komentarz pod niniejszym wpisem z odpowiedzią na pytanie jaka jest Wasza ulubiona potrawa świąteczna i dlaczego. 7 stycznia opublikuję zwycięzców i wyślę nagrody. Także wtedy opublikuję wersję elektroniczną PDF do ściągnięcia na komputer.
Z ciekawością czekam na Wasze komentarze :)
Etykiety:
Boże Narodzenie,
konkurs
2010-12-24
...najpiękniejsze w całym roczku...
Idą święta!
Już za chwilę zasiądziemy do wigilijnych stołów, przełamiemy się opłatkiem, złożymy sobie świąteczne życzenia.
Tymczasem ja życzę Wam, byście świątecznymi przysmakami nakarmili i duszę i ciało.
Życzę Wam wielu ciepłych uścisków, smakowitych prezentów i radości ze spotkań z rodziną czy przyjaciółmi.
Wesołych Świąt!
Już za chwilę zasiądziemy do wigilijnych stołów, przełamiemy się opłatkiem, złożymy sobie świąteczne życzenia.
Tymczasem ja życzę Wam, byście świątecznymi przysmakami nakarmili i duszę i ciało.
Życzę Wam wielu ciepłych uścisków, smakowitych prezentów i radości ze spotkań z rodziną czy przyjaciółmi.
Wesołych Świąt!
Etykiety:
Boże Narodzenie
2010-12-21
Szybko szybciej Święta...
W obliczu góry rzeczy do zrobienia przed świętami, hasło "czas pędzi jak szalony" nabiera nowego znaczenia.
Upiekłam pierniki.
Zakupiłam i zapakowałam prezenty. (a przynajmniej ich część)
I chętnie już bym odpoczęła i oddała się błogiemu lenistwu. Tymczasem czeka na mnie choinka oraz mały maraton pieczenia - keksów, chlebów i świątecznych ciasteczek. W związku z tym cała reszta mojego gotowania jest minimalistyczna - owsianka lub prosta kanapka na śniadanie, ryba i surówka na obiad, naleśniki z twarogiem na kolację. W takich sytuacjach doceniam podwójnie przepisy mojej mamy - proste i szybkie. Do nich należą moje ulubione kotleciki z dorsza - zapraszam! :)
A pojutrze zapraszam na świąteczny konkurs - do wygrania wyjątkowe kulinarne kalendarze, 'hand-made' przeze mnie i P. :)
Kotleciki z dorsza
500g filetów z dorsza bez skóry
4 łyżki bułki tartej
1/3 szklanki mleka
1 cebula podsmażona na 2 łyżkach oliwy z oliwek
2 łyżki świeżych ziół (najczęściej używam koperku i pietruszki)
2 jajka
1 łyżka soku z cytryny
pieprz, sól, bułka tarta do obtoczenia
Dorsza zmielić na maszynce do mięsa lub blenderem. 4 łyżki bułki tartej zalać mlekiem, a następnie dodać do zmielonej ryby. Do masy dodać cebulkę, zioła, jajka, cytrynę i doprawić całość solą i pieprzem.
Na głębokiej patelni rozgrzać oliwę. Dłońmi nabierać porcje 'ciasta', delikantnie obtaczać w bułce tartej i kłaść na rozgrzanym tłuszczu lekko rozpłaszczając. Zmniejszyć ogień - kotleciki powinny się smażyć na średnim ogniu.
Po ok. 2-3 minutach przewrócić je na drugą stronę i smażyć kolejne 2-3 minuty.
Zdejmować placki z patelni na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem (który wchłonie nadmiar tłuszczu).
Podawać ciepłe z ulubioną surówką. Smacznego!
Upiekłam pierniki.
Zakupiłam i zapakowałam prezenty. (a przynajmniej ich część)
I chętnie już bym odpoczęła i oddała się błogiemu lenistwu. Tymczasem czeka na mnie choinka oraz mały maraton pieczenia - keksów, chlebów i świątecznych ciasteczek. W związku z tym cała reszta mojego gotowania jest minimalistyczna - owsianka lub prosta kanapka na śniadanie, ryba i surówka na obiad, naleśniki z twarogiem na kolację. W takich sytuacjach doceniam podwójnie przepisy mojej mamy - proste i szybkie. Do nich należą moje ulubione kotleciki z dorsza - zapraszam! :)
A pojutrze zapraszam na świąteczny konkurs - do wygrania wyjątkowe kulinarne kalendarze, 'hand-made' przeze mnie i P. :)
Kotleciki z dorsza
500g filetów z dorsza bez skóry
4 łyżki bułki tartej
1/3 szklanki mleka
1 cebula podsmażona na 2 łyżkach oliwy z oliwek
2 łyżki świeżych ziół (najczęściej używam koperku i pietruszki)
2 jajka
1 łyżka soku z cytryny
pieprz, sól, bułka tarta do obtoczenia
Dorsza zmielić na maszynce do mięsa lub blenderem. 4 łyżki bułki tartej zalać mlekiem, a następnie dodać do zmielonej ryby. Do masy dodać cebulkę, zioła, jajka, cytrynę i doprawić całość solą i pieprzem.
Na głębokiej patelni rozgrzać oliwę. Dłońmi nabierać porcje 'ciasta', delikantnie obtaczać w bułce tartej i kłaść na rozgrzanym tłuszczu lekko rozpłaszczając. Zmniejszyć ogień - kotleciki powinny się smażyć na średnim ogniu.
Po ok. 2-3 minutach przewrócić je na drugą stronę i smażyć kolejne 2-3 minuty.
Zdejmować placki z patelni na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem (który wchłonie nadmiar tłuszczu).
Podawać ciepłe z ulubioną surówką. Smacznego!
Etykiety:
dorsz,
koperek,
Kotleciki z dorsza,
ryby
2010-12-17
Śniadanie!
Ciemną nocą (czytaj: zimowym porankiem) jedyne co jest w stanie wyciągnąć mnie z łóżka to śniadanie. O ile latem chętniej jadam sałatki czy też tradycyjne kanapki z pomidorem, to zimą ciągnie mnie do owsianki, zupy mlecznej (na szczęście urazy z przedszkola już pokonałam) czy placuszków. Duszone jabłka, orzechy, banany zimą smakują wybornie, gdy tymczasem pomidory mają smak wodnisty, nieokreślony, nie lepiej jest z ogórkami.
Dzisiaj zapraszam na moje grudniowe śniadanie numer 1, czyli placuszki gryczane z bananami. Bez jajek, mleka są także idealne dla alergików. Placuszki są nie tylko pyszne, ale także bardzo zdrowe. Mąka gryczana, na której bazują, powstaje ze zmielenia ziaren gryki, która jest bogata w witaminy B1 i PP oraz związki mineralne takie jak wapń, żelazo, fosfor, potas i magnez. Łatwo też zrobić je całkowicie bezglutenowe, zamieniając mąkę orkiszową (pszenną) na ryżową.
Gryczane pancakes z karmelizowanym bananami po raz pierwszy podpatrzyłam u Patrycji, która znalazła je z kolei na blogu prowadzonym przez Gwyneth Paltrow.
Placuszki gryczane z bananami
W dużej misce razem wymieszać:
1/2 szklanki mąki gryczanej
1/2 szklanki mąki orkiszowej*
1 pełna łyżeczka sody
szczypta soli
Dodać do tego:
1 i 1/4 szklanki mleka sojowego (niesłodzonego)
1 łyżka oleju z orzechów włoskich (lub z pestek winogron lub słonecznikowego)
1 łyżka syropu z agawy (lub klonowego)
2 banany, pokrojone w cieniutkie plasterki
1 łyżka soku cytrynowego
Dokładnie wymieszać. Smażyć niewielki placuszki (1 łyżka stołowa to jeden placuszek), z niewielką odrobiną tłuszczu lub całkowicie bez niego. Podawać z syropem klonowym lub z agawy. (W oryginalne także z siekanymi orzechami, dla mnie same banany plus syrop klonowy to już ocean dobroci. ) Smacznego!
*lub pszennej lub ryżowej jeśli chcemy zrobić placuszki całkowicie bezglutenowe
Dzisiaj zapraszam na moje grudniowe śniadanie numer 1, czyli placuszki gryczane z bananami. Bez jajek, mleka są także idealne dla alergików. Placuszki są nie tylko pyszne, ale także bardzo zdrowe. Mąka gryczana, na której bazują, powstaje ze zmielenia ziaren gryki, która jest bogata w witaminy B1 i PP oraz związki mineralne takie jak wapń, żelazo, fosfor, potas i magnez. Łatwo też zrobić je całkowicie bezglutenowe, zamieniając mąkę orkiszową (pszenną) na ryżową.
Gryczane pancakes z karmelizowanym bananami po raz pierwszy podpatrzyłam u Patrycji, która znalazła je z kolei na blogu prowadzonym przez Gwyneth Paltrow.
Placuszki gryczane z bananami
W dużej misce razem wymieszać:
1/2 szklanki mąki gryczanej
1/2 szklanki mąki orkiszowej*
1 pełna łyżeczka sody
szczypta soli
Dodać do tego:
1 i 1/4 szklanki mleka sojowego (niesłodzonego)
1 łyżka oleju z orzechów włoskich (lub z pestek winogron lub słonecznikowego)
1 łyżka syropu z agawy (lub klonowego)
2 banany, pokrojone w cieniutkie plasterki
1 łyżka soku cytrynowego
Dokładnie wymieszać. Smażyć niewielki placuszki (1 łyżka stołowa to jeden placuszek), z niewielką odrobiną tłuszczu lub całkowicie bez niego. Podawać z syropem klonowym lub z agawy. (W oryginalne także z siekanymi orzechami, dla mnie same banany plus syrop klonowy to już ocean dobroci. ) Smacznego!
*lub pszennej lub ryżowej jeśli chcemy zrobić placuszki całkowicie bezglutenowe
2010-12-15
Zima. Morze.
Eternal Sunshine of The Spotless Mind (polski niekoniecznie trafny tytuł: "Zakochany bez pamięci") Charliego Kaufmana to jeden z niewielu filmów, do którego często wracam. Obrazy, muzyka, niezapomniana Kate Winslet i Jim Carrey. I morze, zimowe, mroźne. Takie jak dzisiaj...


Etykiety:
zimowe opowieści
Pierniczki na choinkę.
Obiecana wczoraj druga część piernikowej odysei. Nie ostatnia, bo w kolejce czekają pierniczki słodzone tylko miodem i melasą oraz ciastki czyli piernikowe ludziki. Plus spora ilość różnorodnych ciasteczek, które czekają na pakowanie jako moje gwiazdkowe prezenty.
Pierniczki na choinkę to pierniczki w wersji ekonomicznej, czyli z małą ilością masła, miodu i bez melasy. Są twarde - dzięki temu sie nie łamią, ale po zdjęciu z choinki można je zamknąć w pudełku z kawałkiem jabłka i spokojnie dojrzeją zamieniając się w mięciutkie, pyszne pierniczki. Idealnie nadają się do dekoracji lukrem, chociaż ja osobiście lubię je w wersji sautée, powieszone na sznurku lub materiałowej wstążeczce. Przepis znalazłam u Asi z Kwestii Smaku, poniżej z moimi modyfikacjami.
Pierniczki na choinkę
W rondlu rozpuścić:
80g miodu
300g cukru
25g przypraw do piernika
50g masła
160ml mleka (2/3 szklanki)
Zdjąć z ognia, ostudzić.
W dużej misce wymieszać:
750g mąki
3 łyżeczki sody
2 łyżeczki kakao
2 jajka
Zawartość rondla połączyć z suchymi składnikami. Zagnieść ciasto, rozwałkować na grubość ok. 3mm. Nagrzać piekarnik do 180°C. Wyciąć pierniczki, ułożyć na blaszcze wyłożonej papierem do pieczenia w odstępach ok. 1cm. Posmarować rozkłóconym jajkiem, piec 15 minut. Ostudzić na kratce.
Pierniczki na choinkę to pierniczki w wersji ekonomicznej, czyli z małą ilością masła, miodu i bez melasy. Są twarde - dzięki temu sie nie łamią, ale po zdjęciu z choinki można je zamknąć w pudełku z kawałkiem jabłka i spokojnie dojrzeją zamieniając się w mięciutkie, pyszne pierniczki. Idealnie nadają się do dekoracji lukrem, chociaż ja osobiście lubię je w wersji sautée, powieszone na sznurku lub materiałowej wstążeczce. Przepis znalazłam u Asi z Kwestii Smaku, poniżej z moimi modyfikacjami.
Pierniczki na choinkę
W rondlu rozpuścić:
80g miodu
300g cukru
25g przypraw do piernika
50g masła
160ml mleka (2/3 szklanki)
Zdjąć z ognia, ostudzić.
W dużej misce wymieszać:
750g mąki
3 łyżeczki sody
2 łyżeczki kakao
2 jajka
Zawartość rondla połączyć z suchymi składnikami. Zagnieść ciasto, rozwałkować na grubość ok. 3mm. Nagrzać piekarnik do 180°C. Wyciąć pierniczki, ułożyć na blaszcze wyłożonej papierem do pieczenia w odstępach ok. 1cm. Posmarować rozkłóconym jajkiem, piec 15 minut. Ostudzić na kratce.
2010-12-14
Blog Forum Gdańsk 2010.
Niestety bez moich zdjęć, gdyż z racji Prawa Murphy'ego i zepsutej pralki, junkersa i sprzęgła od samochodu (żeby nie było - wszystko na raz!) zapomniałam aparatu. Na drugi dzień byłam półprzytomna po 4h snu (tangowaliśmy na Global milondze) i po raz kolejny zapomniałam aparatu. A było co fotografować - stocznia zasypana śniegiem to miejsce mistyczne nuklearnie.*
Blog Forum miało poruszać ważne tematy dotyczące rozwoju polskiej blogosfery, przede wszystkim jej przyszłości i roli w kontekście 'starych' mediów. Niestety najważniejsze i najciekawsze dyskusje odbyły się w kuluarach w trakcie przerw kawowo-lunchowych, gdyż prawie wszystkie panele zdominował temat blogerów i reklamy, które jakoby miałyby zagrozić niezależności polskiej blogosfery.
Ciekawa jestem co Wy o tym myślicie? Dla mnie ideałem jest właśnie możliwość zarabiania / utrzymywania się dzięki własnej pasji, która z kolei jest dla mnie motorem napędowym i powodem prowadzenia bloga. Moim niezależnym wyborem jest czy chcę reklamę na blogu czy nie, a jeśli tak, to jaką. Bez mrugnięcia okiem odmawiam gotowym półproduktom, natomiast chętnie współpracowałabym na przykład z producentem mąki ekologicznej albo gospodarstwem rolnym produkującym żywność bio.
Temat współpracy blogerów z firmami innej niż banery na blogu czy wysyłanie próbek do testowania, to temat który mam nadzieję poruszony będzie na konferencji za rok, albowiem możliwości jest mnóstwo. W strefie kulinarnej wystarczy spojrzeć min. na organizowane na zachodzie konferencje kulinarne połączone z warsztatami fotograficznymi, stylistycznymi czy gotowania. Osoby prowadzące blogi pracują jako konsultanci czy wykładowcy, często są wyszukiwaniu przez 'stare' media i współpracują także z nimi.
Swoją drogą marzy mi się właśnie taka kulinarna konferencja, zwłaszcza, że Blog Forum zdominowany był przez blogi marketingowo-biznesowe (co było dla mnie ciekawym doświadczeniem i odrobinę innym spojrzeniem na blogowanie, ale po cichu liczyłam, że osób z kręgu kulinarnego będzie trochę więcej).
O pasji i emocjach w kontekście blogowania mówił też Brian Solis - jego wykład The Blogosphere vs. The Statusphere and the Future of Influence był jednym z najciekawszych na konferencji. Zerknijcie na gorący jeszcze wpis / artykuł jego autorstwa.
Podsumowując - chociaż merytorycznie konferencja pozostawiła lekki niedosyt, to organizacyjnie** było to jedno z najlepszych wydarzeń w jakich brałam udział. Czekam na następną konferencję za rok!
A jutro zapraszam na kolejny odcinek sagi piernikowej :)
*Określenie jeszcze z czasu wycieczek derezynowych (czytaj mojego liceum), kiedy to wybraliśmy się do nieukończonej elektrowni Żarnowiec. Wycieczka owa uzyskała status mistycznej nuklearnie, cokolwiek by to miało znaczyć.
**Brawa dla Miasta Gdańsk i Citybell!
Zdjęcie grupowe uczestników ze strony Blog Forum na Facebooku.
Blog Forum miało poruszać ważne tematy dotyczące rozwoju polskiej blogosfery, przede wszystkim jej przyszłości i roli w kontekście 'starych' mediów. Niestety najważniejsze i najciekawsze dyskusje odbyły się w kuluarach w trakcie przerw kawowo-lunchowych, gdyż prawie wszystkie panele zdominował temat blogerów i reklamy, które jakoby miałyby zagrozić niezależności polskiej blogosfery.
Ciekawa jestem co Wy o tym myślicie? Dla mnie ideałem jest właśnie możliwość zarabiania / utrzymywania się dzięki własnej pasji, która z kolei jest dla mnie motorem napędowym i powodem prowadzenia bloga. Moim niezależnym wyborem jest czy chcę reklamę na blogu czy nie, a jeśli tak, to jaką. Bez mrugnięcia okiem odmawiam gotowym półproduktom, natomiast chętnie współpracowałabym na przykład z producentem mąki ekologicznej albo gospodarstwem rolnym produkującym żywność bio.
Temat współpracy blogerów z firmami innej niż banery na blogu czy wysyłanie próbek do testowania, to temat który mam nadzieję poruszony będzie na konferencji za rok, albowiem możliwości jest mnóstwo. W strefie kulinarnej wystarczy spojrzeć min. na organizowane na zachodzie konferencje kulinarne połączone z warsztatami fotograficznymi, stylistycznymi czy gotowania. Osoby prowadzące blogi pracują jako konsultanci czy wykładowcy, często są wyszukiwaniu przez 'stare' media i współpracują także z nimi.
Swoją drogą marzy mi się właśnie taka kulinarna konferencja, zwłaszcza, że Blog Forum zdominowany był przez blogi marketingowo-biznesowe (co było dla mnie ciekawym doświadczeniem i odrobinę innym spojrzeniem na blogowanie, ale po cichu liczyłam, że osób z kręgu kulinarnego będzie trochę więcej).
O pasji i emocjach w kontekście blogowania mówił też Brian Solis - jego wykład The Blogosphere vs. The Statusphere and the Future of Influence był jednym z najciekawszych na konferencji. Zerknijcie na gorący jeszcze wpis / artykuł jego autorstwa.
Podsumowując - chociaż merytorycznie konferencja pozostawiła lekki niedosyt, to organizacyjnie** było to jedno z najlepszych wydarzeń w jakich brałam udział. Czekam na następną konferencję za rok!
A jutro zapraszam na kolejny odcinek sagi piernikowej :)
*Określenie jeszcze z czasu wycieczek derezynowych (czytaj mojego liceum), kiedy to wybraliśmy się do nieukończonej elektrowni Żarnowiec. Wycieczka owa uzyskała status mistycznej nuklearnie, cokolwiek by to miało znaczyć.
**Brawa dla Miasta Gdańsk i Citybell!
Etykiety:
Blog Forum Gdańsk 2010,
wydarzenia
2010-12-10
Podwieczorek i chwila oddechu...
przed pełnym wydarzeń weekendem.
Po pierwsze: w ten weekend odbędzie się pierwsza w Polsce konferencja blogerów - Blog Forum Gdańsk 2010, w której mam przyjemność uczestniczyć. Szczerze przyznam, że jestem podekscytowana i ciekawa zarówno wykładów jak i paneli dyskusyjnych. Jeśli interesuje Was tematyka wolności i etyki blogerów, społecznej i kulturalnej roli blogosfery, nowych mediów, networking, a nie możecie być na konferencji zachęcam do obejrzenia relacji na żywo.
Po drugie: jutro odbędzie się organizowana przez nas po raz pierwszy w Polsce 'Global Milonga'. Global Milonga to porozumienie tancerzy, organizatorów i nauczycieli tanga, ukazujące to, jak tango łączy i zmienia ludzi. Podczas odbywających się równocześnie, zsynchronizowanych przy pomocy łączy internetowych wydarzeń tangowych (20 miast na całym świecie), zbierane są fundusze na cel ponadczasowej ważności: naszą planetę. Tancerze na całym świecie tańczą do tej samej muzyki w tym samym czasie, a przekaz wideo jest wyświetlany lokalnie na ekranach oraz na stronie internetowej www.globalmilonga.org.
Więcej informacji o tym wydarzeniu oraz wywiad ze mną i Peterem znajdziecie w artykule Moniki Goldszmidt. Tutaj możecie obejrzeć relację na żywo z milongi (kanał będzie aktywny jutro od 20:30 do 24:00).
Wracając do podwieczorka (niesłusznie zapomnianego posiłku, ale o tym innym razem) - zapraszam na wyjątkowy krem dyniowy z mnóstwem przypraw (wanilia, kardamon, cynamon, imbir, gałka muszkatołowa). W oryginale znalezionym u Bei z La Tartine Gourmande brzmi to jeszcze bardziej smakowicie: spiced pumpkin pots de crème with sautéed apples and pistachios.
Ten deser to dla mnie odkrycie fantastycznego połączenia dyni z jabłkiem, które zainspirowało mnie do upieczenia dyniowego ciasta z jabłkami jak i zrobienia pełnoziarnistych racuszków z dyni i jabłek. (I ciężko byłoby mi zdecydować, który deser z tych trzech smakował mi najbardziej.) Pistacje to kropka nad i, chrupiący akcent, który tylko podkreśla kremowość całości. Gorąco polecam!
Korzenny krem dyniowy z jabłkami sautée i pistacjami
Krem dyniowy:
100g dyniowego purée (z dyni piżmowej lub zwykłej, dynia pieczona lub gotowana na parze)
1/2 laski wanili, rozcięta, ziarenka wyłuskane
2 duże jajka
1/4 szklanki jasnego cukru muscovado lub trzcinowego demerara
1/2 łyżeczki cynamonu
1/8 łyżeczki imbiru
1/8 łyżeczki gałki muszkatołowej lub kwiatu muszkatołowca
1/8 łyżeczki kardamonu
1 szklanka mleka
1 szklanka śmietany kremówki
Nagrzej piekarnik do 160°C. Przygotuj 6 ramekinów / żaroodpornych miseczek.
W misce zmiksuj jajka z cukrem. W rondlu podgrzej śmietankę i mleko z przyprawami i wanilią, a następnie dodaj do tego dyniowe purée. Ciągle mieszając wlej zawartość rondla do miski z jajkami i cukrem. Gotowy krem rozlej do ramekinów.
Krem pieczemy w kąpieli wodnej - w tym celu wypełnij dużą foremę do pieczenia lub głęboką blaszkę wrzącą wodą i ustaw w niej ramekiny. Piecz przez ok. 30 minut, krem ma pozostać 'galaretowaty'. Wyjmij ramekiny z kąpieli wodnej i ostudź. Wstaw do lodówki.*
Do dekoracji:
2 - 3 jabłka, obrane, pokrojone w kostkę
1/2 laski wanili, rozcięta, ziarenka wyłuskane
1 łyżka masła
2 łyżki niesolonych pistacji, drobno posiekanych
Na patelni na średnim ogniu rozpuść masło. Dodaj jabłka i wanilię (ziarenka + pozostały po ich wyłuskaniu strąk). Duś mieszając od czasu do czasu, aż jabłka zmiękną (ok. 5 - 10 minut).
Schłodzony krem dyniowy udekoruj jabłkami i posyp pistacjami. Smacznego!
*P. krem smakował najbardziej zimny na drugi dzień, mi w temperaturze pokojowej, po ostudzeniu pierwszego dnia. Zimny jest zdecydowanie bardziej kremowy.
PS. Co sądzicie o poniższym zdjęciu? Nie mogę się zdecydować czy je bardzo lubię, czy jest bardzo dziwne ;)
Po pierwsze: w ten weekend odbędzie się pierwsza w Polsce konferencja blogerów - Blog Forum Gdańsk 2010, w której mam przyjemność uczestniczyć. Szczerze przyznam, że jestem podekscytowana i ciekawa zarówno wykładów jak i paneli dyskusyjnych. Jeśli interesuje Was tematyka wolności i etyki blogerów, społecznej i kulturalnej roli blogosfery, nowych mediów, networking, a nie możecie być na konferencji zachęcam do obejrzenia relacji na żywo.
Po drugie: jutro odbędzie się organizowana przez nas po raz pierwszy w Polsce 'Global Milonga'. Global Milonga to porozumienie tancerzy, organizatorów i nauczycieli tanga, ukazujące to, jak tango łączy i zmienia ludzi. Podczas odbywających się równocześnie, zsynchronizowanych przy pomocy łączy internetowych wydarzeń tangowych (20 miast na całym świecie), zbierane są fundusze na cel ponadczasowej ważności: naszą planetę. Tancerze na całym świecie tańczą do tej samej muzyki w tym samym czasie, a przekaz wideo jest wyświetlany lokalnie na ekranach oraz na stronie internetowej www.globalmilonga.org.
Więcej informacji o tym wydarzeniu oraz wywiad ze mną i Peterem znajdziecie w artykule Moniki Goldszmidt. Tutaj możecie obejrzeć relację na żywo z milongi (kanał będzie aktywny jutro od 20:30 do 24:00).
Wracając do podwieczorka (niesłusznie zapomnianego posiłku, ale o tym innym razem) - zapraszam na wyjątkowy krem dyniowy z mnóstwem przypraw (wanilia, kardamon, cynamon, imbir, gałka muszkatołowa). W oryginale znalezionym u Bei z La Tartine Gourmande brzmi to jeszcze bardziej smakowicie: spiced pumpkin pots de crème with sautéed apples and pistachios.
Ten deser to dla mnie odkrycie fantastycznego połączenia dyni z jabłkiem, które zainspirowało mnie do upieczenia dyniowego ciasta z jabłkami jak i zrobienia pełnoziarnistych racuszków z dyni i jabłek. (I ciężko byłoby mi zdecydować, który deser z tych trzech smakował mi najbardziej.) Pistacje to kropka nad i, chrupiący akcent, który tylko podkreśla kremowość całości. Gorąco polecam!
Korzenny krem dyniowy z jabłkami sautée i pistacjami
Krem dyniowy:
100g dyniowego purée (z dyni piżmowej lub zwykłej, dynia pieczona lub gotowana na parze)
1/2 laski wanili, rozcięta, ziarenka wyłuskane
2 duże jajka
1/4 szklanki jasnego cukru muscovado lub trzcinowego demerara
1/2 łyżeczki cynamonu
1/8 łyżeczki imbiru
1/8 łyżeczki gałki muszkatołowej lub kwiatu muszkatołowca
1/8 łyżeczki kardamonu
1 szklanka mleka
1 szklanka śmietany kremówki
Nagrzej piekarnik do 160°C. Przygotuj 6 ramekinów / żaroodpornych miseczek.
W misce zmiksuj jajka z cukrem. W rondlu podgrzej śmietankę i mleko z przyprawami i wanilią, a następnie dodaj do tego dyniowe purée. Ciągle mieszając wlej zawartość rondla do miski z jajkami i cukrem. Gotowy krem rozlej do ramekinów.
Krem pieczemy w kąpieli wodnej - w tym celu wypełnij dużą foremę do pieczenia lub głęboką blaszkę wrzącą wodą i ustaw w niej ramekiny. Piecz przez ok. 30 minut, krem ma pozostać 'galaretowaty'. Wyjmij ramekiny z kąpieli wodnej i ostudź. Wstaw do lodówki.*
Do dekoracji:
2 - 3 jabłka, obrane, pokrojone w kostkę
1/2 laski wanili, rozcięta, ziarenka wyłuskane
1 łyżka masła
2 łyżki niesolonych pistacji, drobno posiekanych
Na patelni na średnim ogniu rozpuść masło. Dodaj jabłka i wanilię (ziarenka + pozostały po ich wyłuskaniu strąk). Duś mieszając od czasu do czasu, aż jabłka zmiękną (ok. 5 - 10 minut).
Schłodzony krem dyniowy udekoruj jabłkami i posyp pistacjami. Smacznego!
*P. krem smakował najbardziej zimny na drugi dzień, mi w temperaturze pokojowej, po ostudzeniu pierwszego dnia. Zimny jest zdecydowanie bardziej kremowy.
PS. Co sądzicie o poniższym zdjęciu? Nie mogę się zdecydować czy je bardzo lubię, czy jest bardzo dziwne ;)
2010-12-09
Pierniczki część druga - przepisy.
Obiecane wczoraj trzy przepisy na pierniczki. Więcej już wkrótce, bo właśnie dotarły do mnie nowe foremki i dzisiaj wieczorem ponownie zaczynam piernikowanie :)
Lebkuchen czyli niemieckie pierniczki na miodzie to jedne z moich ulubionych. Nie potrzebują długiego leżakowania - już na drugi, trzeci dzień są cudownie miękkie. Bardzo łatwe do pieczenia, dobrze się też przechowują - mój kandydat numer jeden na świąteczne prezenty. Przepis na lebkuchen jak i pepparkakor znalazłam w bardzo obszernej i smakowitej sekcji piernikowej bloga Dorotuś - Moje Wypieki. Zerknijcie!
Lebkuchen (niemieckie pierniczki na miodzie)
Przepis na 30 sztuk.
250g mąki pszennej tortowej
85g zmielonych migdałów (na mąkę)
3 łyżeczki przyprawy korzennej do piernika
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
200ml płynnego miodu
85g masła
100g drobno posiekanej kandyzowanej skórki pomarańczowej
Suche składniki: mąkę, migdały, proszek, sodę, przyprawy wymieszać w misce.
W garnuszku z grubym dnem umieścić masło i miód, podgrzewać, mieszając, do roztopienia masła. Zdjąć z palnika i lekko przestudzić (mieszanka ma jednak być ciepła). Do suchych składników wlać ciepłą masę maślano - miodową, dodać kandyzowane owoce i wymieszać (można mikserem), by nie było grudek. Ciasto powinno wyjść lepiące (nie dosypywać mąki). Przykryć ściereczką i odstawić do ostudzenia (zgęstnieje).
Po tym czasie z ciasta robić kulki wielkości niedużego orzecha włoskiego (powinno Wam wyjść około 30 sztuk). Układać na blaszkach wyłożonych papierem do pieczenia w dużych odległościach od siebie (bardzo rosną). Każdą kulkę spłaszczyć trochę łyżką (ponieważ ciasto się klei najlepiej maczać ręce w wodzie i wtedy formować kulki, również łyżka, którą je spłaszczamy powinna być wilgotna). Piec w temperaturze 180ºC przez 15 minut (nie dłużej, bo będą zbyt kruche). Lebkuchen wyciagnięte prosto z piekarnika będą bardzo miękkie, należy poczekać 2 minuty, potem przenieść je na kratkę do wystudzenia. Później ich wierzch kruszeje, by zmięknąć znów na drugi dzień, po pokryciu lukrem.
Lukier:
1 szklanka cukru pudru
2 łyżki ciepłej wody
Cukier puder wsypać do miseczki. Dolewać gorącą wodę, łyżka po łyżce, mieszając i rozcierając grzbietem łyżki. Gdy lukier będzie lejący, ale nie za gęsty, maczać w nim pierniczki i odkładać na kratkę do całkowitego zastygnięcia lukru. Mój lukier był odrobinę rzadszy i pokryłam nim pierniczki bardzo cienko, bo nie przepadam za jakimikolwiek lukrami.
Pepparkakor są Wam na pewno znane z Ikei. Jeszcze do niedawna każda wizyta w tym sklepie kończyła się dla mnie zakupem glögg'u (korzenny napój, na bazie którego przyrządza się typowo szwedzkiego grzańca - można dodać wino, rum czy wódkę oraz migdały i rodzynki) oraz paczki Anna's pepparkakor najchętniej pełnoziarnistych lub pomarańczowych. Zapewniam, że domowa wersja tych cieniutkich i kruchych pierniczków jest równie pyszna, a nawet lepsza :) Ja zrobiłam je w wersji skandynawskiej (ulubione łosie) i slowfoodowej (czyli ślimaki).
Pepparkakor (szwedzkie pierniczki)
150g melasy
110g masła
80g cukru pudru
375g mąki pszennej tortowej
1/2 łyżeczki cynamonu
1 1/2 łyżeczki imbiru
1/4 łyżeczki mielonych goździków
szczypta soli
1 duże jajko
2 łyżeczki przyprawy korzennej do piernika
W małym garnuszku podgrzać melasę, masło i cukier, od czasu do czasu mieszając. Zdjąć z ognia i odstawić na pół godziny, by przestygło. W dużej misce przesiać mąkę, proszek do pieczenia, przyprawy i sól. W środku zrobić wgłębienie i dodać jajko razem z melasą. Zagnieść przy pomocy miksera (ja zagniotłam ręcznie bez problemu - Misia). Przykryć kulę folią przezroczystą i schłodzić w lodówce ok. 2 godziny.
Odkrawając małe porcje ciasta, rozwałkować je (im cieniej, tym lepiej) na silionowej macie lub od razu na oprószonej mąką lub wyłożonej papierem do pieczenia blaszce. Nastepnie foremkami wyciąć dowolne kształty.
Piec w temperaturze 175ºC przez 8 - 10 minut - do czasu, aż brzegi pierniczków zaczną się rumienić. Wyjąć z piekarnika, ostudzić na kratce. Przechowywać w szczelnie zamkniętej puszce. Z każdym kolejnym dniem stają się smaczniejsze.
Lepki piernik na melasie to z kolei przepis z pięknej książki "Nigella świątecznie", którą dostałam w zeszłym roku na Gwiazdkę. Ciasto z gatunku wilgotnych i ciężkich, coś jak piernikowe brownie tyle, że bez czekolady. Znając przepisy Nigelli z góry zrezygnowałam z cukru, dochodząc do wniosku, że 200g miodu i 200g melasy to naprawdę sporo jak na średnią blaszkę ciasta. I miałam rację, piernik wyszedł i tak bardzo słodki.(Jeśli jednak chcielibyście dodać cukier to w oryginale jest to 125g ciemnego cukru muscovado.)
Lepki piernik na melasie
20 porcji, prostokątna blaszka 30 na 20cm, 5cm głęboka
150g masła
200g miodu (w oryginalne Golden syrup)
200g melasy
2 łyżeczki drobno startego świeżego imbiru
1 łyżeczka mielonego imbiru
1 łyżeczka cynamonu
szczypta mielonych goździków
1 łyżeczka sody oczyszczonej rozpuszczonej w 2 łyżkach ciepłej wody
250ml pełnotłustego mleka
2 jajka, rokłócone
300g mąki
Rozgrzej piekarnik do 170ºC. Wyłóż foremkę papierem do pieczenia.
W rondlu roztop masło na najmniejszym ogniu, wraz z miodem, melasą, świeżym i mielonym imbirem, cynamonem i goździkami (oraz cukrem jeśli dodajesz takowy). Zdejmij rondel z ognia, dodaj mleko, jajka i roztwór sody w wodzie.
Odważ w misce mąkę i wsyp do rondla, dokładnie ucierając. Nie przejmuj się tym, że ciasto jest bardzo rzadkie. Dzięki temu później będzie lepkie.
Wlej je do przygotowanej formy i piecz przez 45 - 60 minut (u mnie 60 - Misia), aż urośnie i zestali się na wierzchu. Przełóż foremkę na kratkę i zostaw piernik w formie aż ostygnie.
Piernik można przygotować nawet dwa tygodnie wcześniej, owinąć luźno pergaminem i przechowywać w szczelnej puszce / pojemniku, przed podaniem pokroiwszy na kawałki.
Smacznego!
Lebkuchen czyli niemieckie pierniczki na miodzie to jedne z moich ulubionych. Nie potrzebują długiego leżakowania - już na drugi, trzeci dzień są cudownie miękkie. Bardzo łatwe do pieczenia, dobrze się też przechowują - mój kandydat numer jeden na świąteczne prezenty. Przepis na lebkuchen jak i pepparkakor znalazłam w bardzo obszernej i smakowitej sekcji piernikowej bloga Dorotuś - Moje Wypieki. Zerknijcie!
Lebkuchen (niemieckie pierniczki na miodzie)
Przepis na 30 sztuk.
250g mąki pszennej tortowej
85g zmielonych migdałów (na mąkę)
3 łyżeczki przyprawy korzennej do piernika
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
200ml płynnego miodu
85g masła
100g drobno posiekanej kandyzowanej skórki pomarańczowej
Suche składniki: mąkę, migdały, proszek, sodę, przyprawy wymieszać w misce.
W garnuszku z grubym dnem umieścić masło i miód, podgrzewać, mieszając, do roztopienia masła. Zdjąć z palnika i lekko przestudzić (mieszanka ma jednak być ciepła). Do suchych składników wlać ciepłą masę maślano - miodową, dodać kandyzowane owoce i wymieszać (można mikserem), by nie było grudek. Ciasto powinno wyjść lepiące (nie dosypywać mąki). Przykryć ściereczką i odstawić do ostudzenia (zgęstnieje).
Po tym czasie z ciasta robić kulki wielkości niedużego orzecha włoskiego (powinno Wam wyjść około 30 sztuk). Układać na blaszkach wyłożonych papierem do pieczenia w dużych odległościach od siebie (bardzo rosną). Każdą kulkę spłaszczyć trochę łyżką (ponieważ ciasto się klei najlepiej maczać ręce w wodzie i wtedy formować kulki, również łyżka, którą je spłaszczamy powinna być wilgotna). Piec w temperaturze 180ºC przez 15 minut (nie dłużej, bo będą zbyt kruche). Lebkuchen wyciagnięte prosto z piekarnika będą bardzo miękkie, należy poczekać 2 minuty, potem przenieść je na kratkę do wystudzenia. Później ich wierzch kruszeje, by zmięknąć znów na drugi dzień, po pokryciu lukrem.
Lukier:
1 szklanka cukru pudru
2 łyżki ciepłej wody
Cukier puder wsypać do miseczki. Dolewać gorącą wodę, łyżka po łyżce, mieszając i rozcierając grzbietem łyżki. Gdy lukier będzie lejący, ale nie za gęsty, maczać w nim pierniczki i odkładać na kratkę do całkowitego zastygnięcia lukru. Mój lukier był odrobinę rzadszy i pokryłam nim pierniczki bardzo cienko, bo nie przepadam za jakimikolwiek lukrami.
Pepparkakor są Wam na pewno znane z Ikei. Jeszcze do niedawna każda wizyta w tym sklepie kończyła się dla mnie zakupem glögg'u (korzenny napój, na bazie którego przyrządza się typowo szwedzkiego grzańca - można dodać wino, rum czy wódkę oraz migdały i rodzynki) oraz paczki Anna's pepparkakor najchętniej pełnoziarnistych lub pomarańczowych. Zapewniam, że domowa wersja tych cieniutkich i kruchych pierniczków jest równie pyszna, a nawet lepsza :) Ja zrobiłam je w wersji skandynawskiej (ulubione łosie) i slowfoodowej (czyli ślimaki).
Pepparkakor (szwedzkie pierniczki)
150g melasy
110g masła
80g cukru pudru
375g mąki pszennej tortowej
1/2 łyżeczki cynamonu
1 1/2 łyżeczki imbiru
1/4 łyżeczki mielonych goździków
szczypta soli
1 duże jajko
2 łyżeczki przyprawy korzennej do piernika
W małym garnuszku podgrzać melasę, masło i cukier, od czasu do czasu mieszając. Zdjąć z ognia i odstawić na pół godziny, by przestygło. W dużej misce przesiać mąkę, proszek do pieczenia, przyprawy i sól. W środku zrobić wgłębienie i dodać jajko razem z melasą. Zagnieść przy pomocy miksera (ja zagniotłam ręcznie bez problemu - Misia). Przykryć kulę folią przezroczystą i schłodzić w lodówce ok. 2 godziny.
Odkrawając małe porcje ciasta, rozwałkować je (im cieniej, tym lepiej) na silionowej macie lub od razu na oprószonej mąką lub wyłożonej papierem do pieczenia blaszce. Nastepnie foremkami wyciąć dowolne kształty.
Piec w temperaturze 175ºC przez 8 - 10 minut - do czasu, aż brzegi pierniczków zaczną się rumienić. Wyjąć z piekarnika, ostudzić na kratce. Przechowywać w szczelnie zamkniętej puszce. Z każdym kolejnym dniem stają się smaczniejsze.
Lepki piernik na melasie to z kolei przepis z pięknej książki "Nigella świątecznie", którą dostałam w zeszłym roku na Gwiazdkę. Ciasto z gatunku wilgotnych i ciężkich, coś jak piernikowe brownie tyle, że bez czekolady. Znając przepisy Nigelli z góry zrezygnowałam z cukru, dochodząc do wniosku, że 200g miodu i 200g melasy to naprawdę sporo jak na średnią blaszkę ciasta. I miałam rację, piernik wyszedł i tak bardzo słodki.(Jeśli jednak chcielibyście dodać cukier to w oryginale jest to 125g ciemnego cukru muscovado.)
Lepki piernik na melasie
20 porcji, prostokątna blaszka 30 na 20cm, 5cm głęboka
150g masła
200g miodu (w oryginalne Golden syrup)
200g melasy
2 łyżeczki drobno startego świeżego imbiru
1 łyżeczka mielonego imbiru
1 łyżeczka cynamonu
szczypta mielonych goździków
1 łyżeczka sody oczyszczonej rozpuszczonej w 2 łyżkach ciepłej wody
250ml pełnotłustego mleka
2 jajka, rokłócone
300g mąki
Rozgrzej piekarnik do 170ºC. Wyłóż foremkę papierem do pieczenia.
W rondlu roztop masło na najmniejszym ogniu, wraz z miodem, melasą, świeżym i mielonym imbirem, cynamonem i goździkami (oraz cukrem jeśli dodajesz takowy). Zdejmij rondel z ognia, dodaj mleko, jajka i roztwór sody w wodzie.
Odważ w misce mąkę i wsyp do rondla, dokładnie ucierając. Nie przejmuj się tym, że ciasto jest bardzo rzadkie. Dzięki temu później będzie lepkie.
Wlej je do przygotowanej formy i piecz przez 45 - 60 minut (u mnie 60 - Misia), aż urośnie i zestali się na wierzchu. Przełóż foremkę na kratkę i zostaw piernik w formie aż ostygnie.
Piernik można przygotować nawet dwa tygodnie wcześniej, owinąć luźno pergaminem i przechowywać w szczelnej puszce / pojemniku, przed podaniem pokroiwszy na kawałki.
Smacznego!
Piernikowo.
Oszalałam... znowu wzięło mnie na wieczorne pieczenie, tym razem pierniczków. P. tylko woła "już północ", potem "już pierwsza!", potem "pamiętasz, że o 7 rano wstajemy na spinning?". Za każdym razem odpowiadam "to ostatnia partia", ale jak już zacznę wycinać i lepić to niczym małe dziecko pochłania mnie to całą i piekłabym tak pół nocy.
Na pierwszy rzut poszły szwedzkie pepparkakor (nie mogłam sobie odmówić zainspirowana "W drodze do domu" Benta Hammera oraz zbliżającym się dniem Św. Łucji), potem zrobiłam nie mniejszą partię niemieckich lebkuchen (na zdjęciu), a całość piernikowania zakończyłam wilgotnym i lepkim piernikiem na melasie Nigelli.
A to dopiero początek! Lada dzień dotrą do mnie nowe foremki do wycinania i zabawa zacznie się od nowa. Planuję piernikową choinkę, prezenty oraz partię dojrzewających pierników z rodzinnej, bardzo starej książki przywiezionej z Kresów. Będzie się działo! :)
Na pierwszą partię przepisów zapraszam jutro, tymczasem życzę Wam słodkich snów :)
Na pierwszy rzut poszły szwedzkie pepparkakor (nie mogłam sobie odmówić zainspirowana "W drodze do domu" Benta Hammera oraz zbliżającym się dniem Św. Łucji), potem zrobiłam nie mniejszą partię niemieckich lebkuchen (na zdjęciu), a całość piernikowania zakończyłam wilgotnym i lepkim piernikiem na melasie Nigelli.
A to dopiero początek! Lada dzień dotrą do mnie nowe foremki do wycinania i zabawa zacznie się od nowa. Planuję piernikową choinkę, prezenty oraz partię dojrzewających pierników z rodzinnej, bardzo starej książki przywiezionej z Kresów. Będzie się działo! :)
Na pierwszą partię przepisów zapraszam jutro, tymczasem życzę Wam słodkich snów :)
Etykiety:
Boże Narodzenie
2010-12-06
Smaki dzieciństwa - pasta z makreli.
Kiedy spojrzałam na liczbę komentarzy pod poprzednim zdjęciem i wszystkie z poprawną odpowiedzią odetchnęłam z ulgą. Makrela nie jest jeszcze zapomniana! (aż chciałoby się napisać: makrela wiecznie żywa ;))
Cieszy mnie to niezwykle, bo to jedna z niewielu dostępnych w sprzedaży ryb, które są z Morza Bałtyckiego, a nie z wietnamskich czy chińskich hodowli (vide zasyp pangą w promocyjnych cenach). Makrela jest bogata w kwasy omega-3 oraz selen, świetnie nadaje się do pieczenia czy grillowania, a w wersji wędzonej do past kanapkowych.
Myślę, że prawie każdy z Was ma swoją wersję pasty z makreli, ja dzisiaj zapraszam na przepis mojej mamy, który stanowi dla mnie ścisłą czołówkę ulubionych dań z dzieciństwa. Do pasty upiekłam chleb pszenny pełnoziarnisty (wg przepisu Jima Lahey'a). Po uczcie pozostały jedynie okruszki i ości. Ale nic to - jutro rano popędzę do sklepu po następną rybę :)
Pasta kanapkowa z wędzonej makreli
1 średnia wędzona makrela (ok. 200g)
2 ogórki kiszone / kwaszone / ewentualnie konserwowe
mała czerwona papryka lub 1/2 dużej
mała cebulka szalotka (ok. 30g)
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
2 łyżki oleju lnianego (lub oliwy)
1 łyżka majonezu
sól i pieprz do smaku
Makrelę dokładnie obierz z kości. Ogórki, paprykę, cebulę pokrój w bardzo drobną kostkę, dodaj do ryby. Dodaj natkę pietruszki, olej lniany i majonez. Dobrze wymieszaj, a następnie dopraw do smaku pieprzem i solą. Smacznego! :)
Chleb pszenny pełnoziarnisty z garnka żeliwnego
300g mąki pszennej chlebowej (typ 750 lub 850)
100g mąki pszennej pełnoziarnistej / razowej (typ 2000)*
1 1/4 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki suszonych drożdży
300g wody
*Lahey sugeruje wypróbowanie różnych proporcji mąki pszennej chlebowej z pełnoziarnistą. 300g do 100g daje chleb lekki, z delikatną nutą orzechową. Pół na pół (200g - 200g) daje chleb zbliżony smakiem do grahamek.
Metoda:
Wieczór przed pieczeniem chleba:
W misce wymieszaj mąkę, drożdże, sól. Dodaj wodę (i ewentualne pozostałe składniki jak rodzynki, orzechy, cynamon, pieprz) i używając drewnianej łyżki lub dłoni (moja opcja!) wymieszaj je dokładnie, ok. 30 sekund, o tyle by się połączyły. Przykryj talerzem, ścierką lub folią spożywczą i odstaw do fermentacji na 12 do 18h (w temperaturze pokojowej, z dala od silnego słońca). Chleba nie trzeba wyrabiać!
W dniu pieczenia:
1. Stolnicę lub dużą deskę posyp obficie mąką. Wybieraczką wyjmij całe ciasto na blat. Umocz dłonie w mące i złóż chleb dwukrotnie a następnie uformuj kulę. Ciasto jest lepiące i takie powinno być. (zobacz film)
2. Przygotuj durszlak i ściereczkę kuchenną (płótno / bawełna bez "wypadających" długich włosków). Rozłóż ją i posyp obficie mąką lub otrębami. (zazwyczaj używam mąki). Przełóż na nią uformowany chleb. Przełóż ścierkę z chlebem do durszlaka i odstaw do wyrastania na kolejną godzinę do dwóch - u mnie zazwyczaj jest to 1,5h. Chleb jest wyrośnięty jeśli dotknięcie go palcem zostawia ślad. Jeśli nie, pozwól wyrastać mu kolejne 15 minut.
3. Wstaw garnek żeliwny do zimnego piekarnika na najniższą kratkę. Temperaturę piekarnika ustaw na 250°C (chleb wychodzi też w niższej temperaturze 230°C - próbowałam) i pozwól mu się nagrzać razem z garnkiem przez 30 minut.
4. Używając rękawic (garnek jest gorący!) wyjmij garnek z pieca. Przerzuć do niego do góry nogami wyrośnięty chleb (w tym momencie widzimy jak ważna jest dobrze omączona ścierka ;) - inaczej chleb przykleja się do niej), przykryj pokrywką i wstaw do piekarnika używając rękawic (garnek jest ciągle bardzo gorący). Piecz przez 30 minut z przykrywką, w razie potrzeby dopiekaj przez kolejne 15 do 30 minut bez przykrywki. Ja zazwyczaj piekę 30 minut z przykrywką i 7 minut bez. Studź chleb na kratce przez ok. godzinę - w tym czasie skórka staje się jeszcze bardziej chrupiąca, a chleb śpiewa ;) (przyłóżcie ucho do chleba!) Smacznego :)
PS. Moje frustracje fotograficzne wciąż trwają, czytaj dzielnie acz bezskutecznie poszukuję światła, więc zdjęcia są wybitnie takie sobie. Zapewniam jednak, że pasta i chleb są prima sort :)
Cieszy mnie to niezwykle, bo to jedna z niewielu dostępnych w sprzedaży ryb, które są z Morza Bałtyckiego, a nie z wietnamskich czy chińskich hodowli (vide zasyp pangą w promocyjnych cenach). Makrela jest bogata w kwasy omega-3 oraz selen, świetnie nadaje się do pieczenia czy grillowania, a w wersji wędzonej do past kanapkowych.
Myślę, że prawie każdy z Was ma swoją wersję pasty z makreli, ja dzisiaj zapraszam na przepis mojej mamy, który stanowi dla mnie ścisłą czołówkę ulubionych dań z dzieciństwa. Do pasty upiekłam chleb pszenny pełnoziarnisty (wg przepisu Jima Lahey'a). Po uczcie pozostały jedynie okruszki i ości. Ale nic to - jutro rano popędzę do sklepu po następną rybę :)
Pasta kanapkowa z wędzonej makreli
1 średnia wędzona makrela (ok. 200g)
2 ogórki kiszone / kwaszone / ewentualnie konserwowe
mała czerwona papryka lub 1/2 dużej
mała cebulka szalotka (ok. 30g)
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
2 łyżki oleju lnianego (lub oliwy)
1 łyżka majonezu
sól i pieprz do smaku
Makrelę dokładnie obierz z kości. Ogórki, paprykę, cebulę pokrój w bardzo drobną kostkę, dodaj do ryby. Dodaj natkę pietruszki, olej lniany i majonez. Dobrze wymieszaj, a następnie dopraw do smaku pieprzem i solą. Smacznego! :)
Chleb pszenny pełnoziarnisty z garnka żeliwnego
300g mąki pszennej chlebowej (typ 750 lub 850)
100g mąki pszennej pełnoziarnistej / razowej (typ 2000)*
1 1/4 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki suszonych drożdży
300g wody
*Lahey sugeruje wypróbowanie różnych proporcji mąki pszennej chlebowej z pełnoziarnistą. 300g do 100g daje chleb lekki, z delikatną nutą orzechową. Pół na pół (200g - 200g) daje chleb zbliżony smakiem do grahamek.
Metoda:
Wieczór przed pieczeniem chleba:
W misce wymieszaj mąkę, drożdże, sól. Dodaj wodę (i ewentualne pozostałe składniki jak rodzynki, orzechy, cynamon, pieprz) i używając drewnianej łyżki lub dłoni (moja opcja!) wymieszaj je dokładnie, ok. 30 sekund, o tyle by się połączyły. Przykryj talerzem, ścierką lub folią spożywczą i odstaw do fermentacji na 12 do 18h (w temperaturze pokojowej, z dala od silnego słońca). Chleba nie trzeba wyrabiać!
W dniu pieczenia:
1. Stolnicę lub dużą deskę posyp obficie mąką. Wybieraczką wyjmij całe ciasto na blat. Umocz dłonie w mące i złóż chleb dwukrotnie a następnie uformuj kulę. Ciasto jest lepiące i takie powinno być. (zobacz film)
2. Przygotuj durszlak i ściereczkę kuchenną (płótno / bawełna bez "wypadających" długich włosków). Rozłóż ją i posyp obficie mąką lub otrębami. (zazwyczaj używam mąki). Przełóż na nią uformowany chleb. Przełóż ścierkę z chlebem do durszlaka i odstaw do wyrastania na kolejną godzinę do dwóch - u mnie zazwyczaj jest to 1,5h. Chleb jest wyrośnięty jeśli dotknięcie go palcem zostawia ślad. Jeśli nie, pozwól wyrastać mu kolejne 15 minut.
3. Wstaw garnek żeliwny do zimnego piekarnika na najniższą kratkę. Temperaturę piekarnika ustaw na 250°C (chleb wychodzi też w niższej temperaturze 230°C - próbowałam) i pozwól mu się nagrzać razem z garnkiem przez 30 minut.
4. Używając rękawic (garnek jest gorący!) wyjmij garnek z pieca. Przerzuć do niego do góry nogami wyrośnięty chleb (w tym momencie widzimy jak ważna jest dobrze omączona ścierka ;) - inaczej chleb przykleja się do niej), przykryj pokrywką i wstaw do piekarnika używając rękawic (garnek jest ciągle bardzo gorący). Piecz przez 30 minut z przykrywką, w razie potrzeby dopiekaj przez kolejne 15 do 30 minut bez przykrywki. Ja zazwyczaj piekę 30 minut z przykrywką i 7 minut bez. Studź chleb na kratce przez ok. godzinę - w tym czasie skórka staje się jeszcze bardziej chrupiąca, a chleb śpiewa ;) (przyłóżcie ucho do chleba!) Smacznego :)
PS. Moje frustracje fotograficzne wciąż trwają, czytaj dzielnie acz bezskutecznie poszukuję światła, więc zdjęcia są wybitnie takie sobie. Zapewniam jednak, że pasta i chleb są prima sort :)
2010-12-04
2010-12-02
Let it snow, let it snow, let it snow!
Na przekór wszystkim, którzy marudzą, że znowu zima i że śnieg i zimno i ciemno, powiem, że wolę taką pogodę od deszczowego i ponurego listopada. Można bezkarnie zostać w domu, poleniuchować słuchając Franka Sinatry i nowych płyt od T., przeczytać od deski do deski grudniowe wydanie Wysokich Obcasów Extra grzejąc stopy o kaloryfer podczas gdy za oknem prawdziwa śnieżyca.
Jedyne na co mogę ponarzekać to brak światła do zdjęć, który równa się fotograficznej frustracji i braku wpisów mimo tego, że gotuję całkiem sporo. Tylko w ostatnim tygodniu zrobiłam tartę z buraczkami i fetą, pieczonego halibuta, zupę-krem z selera z pieczonymi jabłkami, gruszkowe crumble/crisp/betty/cobbler*, gryczane placuszki z bananami, buraczane gnocchi z pesto z rukoli i pistacji...
Pierwsze zdjęcie od tygodnia, które mi się w miarę udało (tj nie jest szare, zimne i poruszone ;)) to zdjęcie pełnoziarnistych muffinek bananowych. Wszelkie bananowce to mój niezawodny comfort food, a te muffinki na dodatek są zdrowe. Poniżej znajdziecie wersję podstawową, którą urozmaicam dodatkiem gorzkiej czekolady, orzechów włoskich czy rodzynek. Zamiast zwykłego białego / rafinowanego cukru dodaję miód (naturalny), cukier trzcinowy demerara i ciemny muscovado, które razem nadają ciastu wyjątkowy aromat i umożliwiają zmniejszenie ilości dodanego cukru. Mąkę pszenną pełnoziarnistą można zastąpić też orkiszową - obie mają lekko orzechowy posmak, który idealnie komponuje się z bananami.
Pełnoziarniste muffinki bananowe
Przepis na 12 standardowych muffinek (7cm średnicy).
Składniki mokre:
1 szklanka rozgniecionych na purée bananów** (ok. 3 szt. = 270g po obraniu)
1 mały jogurt naturalny (150g)
100g roztopionego masła
2 łyżki miodu (50g)
100g cukru trzcinowego demerara
50g ciemnego cukru muscovado
1 jajko
Składniki suche:
250g mąki pszennej pełnoziarnistej (użyłam Lubelli)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
1/2 łyżeczki cynamonu
szczypta soli
Nagrzej piekarnik do 190°C. W osobnych miskach wymieszaj suche i mokre składniki. Papilotkami wyłóż foremkę na muffinki. Do składników mokrych dodaj suche i mieszaj, aż do momentu połączenia się składników (nie mieszaj za długo i zbyt intensywnie). Nałóż ciasto do foremek i piecz przez 25 - 30 minut, aż tester będzie czysty. Smacznego!
* Mały wpis wyjaśniający różnice między nimi w przygotowaniu :)
** Najlepsze będą bardzo dojrzałe banany, które mają brązowe plamki.
Inne wypieki z bananami:
Pełnoziarniste ciasto bananowo-kokosowe
Babka bananowa z orzechami
Bardzo orzechowy chlebek bananowy
Ciasteczka bananowo-orzechowe z dużymi kawałkami czekolady
Chlebek bananowy Sophie Dahl
Etykiety:
banany,
comfort food,
miód,
muffinki,
Pełnoziarniste muffinki bananowe
Subscribe to:
Posts (Atom)