Showing posts with label inne. Show all posts
Showing posts with label inne. Show all posts

2013-02-20

...

Śnieg. Herbata. Świeczka. Odkładam przeczytaną książkę, wyłączam światło i wsłuchuję się w swoje myśli.


2012-10-24

Jesienny spacer po Lesie Oliwskim.

Odrobina słońca przed ciemnym i deszczowym listopadem.
Piękne niebieskie niebo, a na jego tle złote, czerwone i żołte liście.
Zapach ziemi, chłodne rześkie powietrze, które zapowiada nadchodzącą zimę.





A po spacerze - moja ulubiona latte na mleku sojowym w Retro i świeża prasa. Uwielbiam jesień :)



2012-04-06

Grasz w zielone?

Bo ja gram :)
W przerwie między mazurkiem a babą (w tym roku gryczaną), szykuję dla Was wpis o pysznych zielonych koktajlach, który zainspirowała książka "Rewolucja zielonych koktajli" Victorii Boutenko.  Coś czuję jednak, że skończę go dopiero po Świętach, które - mam nadzieję - spędzicie radośnie i słonecznie! :)

2011-12-23

Świąteczne życzenia.

W zeszłym roku o tej samej porze piekłam piętnastą partię pierniczków na choinkę. Na stole dojrzewały miodowe pierniki z suszonymi śliwkami oraz keksy - morelowy i szafranowo-miodowy nasączany koniakiem. Prezenty czekały na ubranie choinki, a ja po uszy byłam w świątecznym nastroju.

W tym roku do późnej godziny pracuję (Retro jest już otwarte od ok. dwóch tygodni), więc w świąteczny nastrój wprowadzają mnie pierniczki w oknie, Ella Fitzgerald i Frank Sinatra oraz moja ulubiona piernikowa latte. W tym roku całe pieczenie oddałam w ręce taty - żałując, że sama nie dam rady być jego częścią, ale to niestety (niewielki) koszt realizacji marzeń... Wieczorem po zamknięciu spakujemy z P. prezenty i ubrania na zmianę, wsiądziemy w samochód i pojdziemy do DOMU na Święta.




Tymczasem wszystkich moim Czytelnikom chciałabym życzyć spokojnej drogi do domu oraz magicznych Świąt w gronie osób, kóre kochacie. Spotkań i rozmów, które łączą, smakołyków, które karmią i duszę i ciało oraz prawdziwej radości z bycia "tu i teraz".

Jeśli będziecie w drugi dzień świąt na gdańskiej starówce, to zapraszam na piernikową latte, rozgrzewający poncz jabłkowo - rumowy czy herbaciarny grog do Retro - otwieramy o 12:00 :)


Retro
kawiarnia z duszą, sklep z herbatą
ul. Piwna 5/6
Gdańsk




2011-11-11

RETRO.

Dzisiejszy wpis zaczynałam już chyba 4 razy - po głowie chodzą mi obrazy, smaki i dźwięki, a nie słowa. Ostatni miesiąc był bardzo intensywny - spełnianie marzeń ma swoją cenę i jest nią całkowity brak wolnego czasu i średni czas pracy 14h dziennie. Nigdy jednak nie byłam równie szczęśliwa (ale też zestresowana) jak teraz, którego to szczęścia nie są w stanie umniejszyć nawet liczne kłopoty i problemy.

Retro było "wymarzone" przez długie lata, tylko potrzebowało odpowiedniej przestrzeni, by zaistnieć. Może to niewiarygodne, ale gdy weszłam po raz pierwszy do nieremonotowanego od 10 lat lokalu, którego ogłoszenie o wynajmie zobaczyłam dzień wcześniej, od razu wiedziałam, że ją znalazłam. Zanim doszło do decyzji o wynajmie i podpisaniu umowy,  ja już w myślach ustawiałam meble i malowałam ściany.


Moja wizja RETRO to wizja miejsca, w którym można spokojnie porozmawiać, poczytać lub pomarzyć, w którym każdy fotel ma swoją historię, w którym można wypić gorący poncz lub grog herbaciany po długim spacerze i zjeść tort Neli Rubinstein, żółwiowy deser z lat 30tych czy moje ulubione ciasteczka owsiane. W którym czas toczy się innym rytmem, a przestrzeń wypełniają dźwięki z Trzeszczącej płyty Piotra Kaczkowskiego. W którym raz w tygodniu można przyjść i zatańczyć tango do oryginalnej muzyki z lat 30tych i 40tych - zatańczyć do najpiękniejszych polskich i argentyńskich tang oraz milong.


Zamiana wizji w rzeczywistość okazała się być o wiele większym wyzwaniem niż myślałam.
Początek był iście minimalistyczny: kartka papieru milimetrowego, ołówek, kredki i linijka, dalej to przeszukiwanie rodzinnych strychów, sklepów ze starociami i liczne podróże do stolarza i tapicera. W międzyczasie - remont kapitalny, wizyty w urzędach i sanepidzie.



Nasz duży pokój powoli zamienia się w sklep z oświetleniem połączony ze składem porcelany,
starych mebli, poduszek i 1001 innych drobiazgów.

Jak Wam się podobają lampy kapelusze? :)

Jesteśmy już przy końcówce remontu,więc myślę, że już niedługo zaproszę Was oficjalnie na otwarcie RETRO :) Mam nadzieję, że po otwarciu powoli uda mi się wrócić do bardziej regularnego blogowania, którego bardzo mi brakuje. 
Tymczasem uciekam do pracy nad logo Retro (oraz menu), a Wam życzę wspaniałego i słonecznego weekendu!

2011-09-16

7 rzeczy, których o mnie nie wiecie...

1. Fascynują mnie stare książki kucharskie, które traktuję bardziej jako opowieść o dawnym życiu niż zbiór przepisów.


Powyższa książka kucharska należała do siostry mojej babci, która pochodziła z Kresów Wschodnich. Znalazłam w niej oprócz przepisów na różnorodne chleby i tradycyjne polskie dania, także przepisy "zagraniczne" typu makaroniki czy makaron włoski z parmezanem oraz dokładne instrukcje dotyczące prowadzenia gospodarstwa domowego w tym m.in. wskazówki jak dokarmiać indyka na Wielkanoc.



2. Ogórki małosolne lub domowe kiszone to skończona doskonałość. Potrafię zjeść całe wiaderko, sama. Potrafię także spędzić pół godziny robiąc zdjęcie ostatniemu ogórkowi... ;)


3. Konsumuję patriotycznie ;) tj staram się wybierać polskie marki, nie tylko jeśli chodzi o żywność, ale też w kwestii np. ubrań.  Ostatnim moim polskim odkryciem jest firma Bialcon i jej młodsze dziecko Rabarbar - nie tylko zaprojektowane w Polsce, ale tutaj także uszyte. Ubrania odrobinę droższe niż sieciówki, ale za to świetne jakościowo, co jest dla mnie ważne, bo przywiązuję się do ubrań i raczej nie lubię ich zmieniać co sezon.
Poniżej zdjęcie z zeszłorocznej jesiennej kolekcji Bialconu, jeszcze niżej zdjęcie retro-płaszczyka w róże z nowej kolekcji Rabarbaru. 



4. Co prawda nie mam jeszcze swojej kuchni, ale już wiem jak będzie wyglądać - układ idealny znalazłam w letnim wydaniu magazynu Ikea Family. Fronty białe (zdecydowanie bardziej retro, niż nowoczesne takie jak są na zdjęciu), biały blat, dwa duże okna, całość na planie kwadratu, czerwone dodatki w tym rubinowy jubileuszowy Kitchen Aid z przezroczystą dzieżą ;)


5. Co rusz odkrywam w sobie nowe pasje - a to zaczęłam obszywać serwetki, a to nie można mnie wyciągnąć ze sklepu ogrodniczego, bo odkryłam w nim niezwykłe nasionka fioletowych marchewek, jeszcze bardziej fioletowych fasolek i trzy odmiany poziomek. Czasami czuję się trochę rozdarta między tangiem, gotowaniem, fotografowaniem, nauką szycia i masą innych rzeczy... Na pewno nigdy się nie nudzę.

6. Posiadam dwie pary jeansów - jedną za małą, jedną za dużą. Cała reszta to sukienki i spódnice. Z czego dwie / trzy czarne, a reszta kolorowe. Uwielbiam barwne ubrania, im ciemniej i zimniej, tym chętniej wybieram mocne, ciepłe kolory. Moje wymarzone tegoroczne jesienne spódnice to żółta i ruda o klasycznych krojach, tuż za kolano. Obie znajdziecie na Asosie (Internetowy sklep z bardzo dużym wyborem znanych i nie tylko marek, jeszcze większymi przecenami. W skrócie: źródło wielu pokus ;)).



7. Starość, która w naszej kulturze jest tematem tabu, mnie jednak nie przeraża, wręcz przeciwnie, lubię o niej myśleć i wyobrażać sobie siebie za 30, 40 lat... Jedno jest pewne - będę tańczyć tango :)



Jeszcze raz dziękuję za zaproszenia do One Lovely Blog Award.
Dziękuję: Mad, Małgosi Z., Doctor, Punktransistor, Elżuni. :)

2011-05-11

Hanami.

Hanami czyli japońska tradycja podziwiania kwitnących wiśni, dosłownie 'oglądanie kwiatów'. Japończycy pakują jedzenie, biorą koce i wybierają się na rodzinne pikniki. Hanami to bardzo krótki okres, zazwyczaj na koniec marca / początek kwietnia, ponieważ kwiaty opadają po tygodniu / dwóch od zakwitnięcia. U nas (a dokładniej w ogrodzie mojego wujka - tego samego, który hodował dla mnie dynie) zakwitły dopiero pod koniec kwietnia - zapraszam na parę zdjęć :)
A już wkrótce wracam na blog na dłużej z przepisem na Argentyńskie pieczone pierożki czyli empanadas. W sam raz do zabrania w torbę na piknik czy wyprawę rowerową.





Nie ma to jak wyciągnąć nogi na świeżej, miękkiej zielonej trawie :)

Podczas, gdy niektórzy się lenią, inni dzielnie pracują... 

Oprócz wiśni i czereśni podziwialiśmy też kwitnące magnolie. Piękne, prawda?


I obowiązkowa sesja zdjęciowa pt. cherry blossom girl.

2011-03-27

Hel.

Byliście na Helu? Ja wczoraj byłam po raz pierwszy. Zupełnie spontanicznie, zachęciła nas prognoza pogody, która zapowiadała tam piękne słońce. I rzeczywiście, wyjeżdżaliśmy w śnieżycy, a na półwyspie było wiosennie, choć ciągle zimno. Powitały nas niezwykłe chmury...





Zajrzeliśmy do Fokarium, gdzie akurat zdążyliśmy na karmienie. Niezłe z nich łakomczuchy, zjadają od 5 do 9 kilogramów śledzi dziennie!



Unda Marina (Morska Fala) poniżej jest jedną z lżejszych fok. Starsze ważyły ok. 160kg, z czego 60kg to tłuszcz chroniący przed zimnem. Mówi się, że przypominają termos - tkanka tłuszczowa izoluje narządy wewnętrzne, które pozostają ciepłe (37 stopni) nawet w najniższych temperaturach.




Niestety fok nie można pogłaskać, gdyż można je przestraszyć i zostać pogryzionym. Stan uzębienia każdej z fok jest sprawdzany w czasie karmienia - robi wrażenie :)


Po wizycie w fokarium wybraliśmy się na spacer do portu, nie luksusowych łodzi jaki jest w Gdyni, ale prawdziwego portu rybackiego.


Udało nam się załapać na wyładunek świeżego połowu, w skrzynkach znajdują się bałtyckie dorsze.




Które po załadunku pojechały do Pucka...


Rybackie łodzie...


A na nich puste skrzynki, które zapełnią się świeżymi rybami już jutro.


Fantastyczny, całkowicie vintage rysunek tuż przy wyjściu z portu. Ryby świeże, solone, wędzone, marynaty, smażone... mmm... :) Nie pozostało nam nic innego jak wybrać się na rybę i zupę rybną.


Do domu zabraliśmy świeżo wędzoną makrelę. Zupełnie inny smak niż makrela kupiona w sklepie, zdecydowanie delikatniejszy (zapewne bez sztucznego dodatku aromatu 'dymu'). Po powrocie pożałowaliśmy, że kupiliśmy tylko jedną...


Cypel helski, czyli tam gdzie kończy się półwysep i zaczyna morze.
Pięknie i zimno, bo słońce powoli zachodziło.



Zachód słońca tuż za Władysławowem. Kolory były tak niezwykłe, że musieliśmy się zatrzymać mimo, że spieszyliśmy się już do domu (na wieczorny koncert tanga, na który niestety i tak nie dotarliśmy - droga była b. ruchliwa i miejscami tłoczna).

Related Posts with Thumbnails