Tym razem bez dłuższych wstępów (nie chcę Was odciągać od świątecznych przygotowań) - dwie Hotchospoon powędrują do Dominiki P. - proszę o kontakt mejlowy i adres do wysyłki. Losowanie odbyło się metodą domową (karteczki), a 'sierotką' był P. ;) :)
Wszystkim dziękuję za komentarze - w trakcie lektury zjadłam pół tabliczki gorzkiego Lindta z suszonymi jagodami i narobiłam sobie smaku na parę innych czekolad, o istnieniu których nawet nie wiedziałam.
Tegoroczny mazurek nie mógł oczywiście inny niż czekoladowy, chociaż po głowie chodziło mi parę przepisów w stylu retro / vintage m.in. przepis na mazurek z mąką z chleba razowego, który znalazłam w rodzinnej przedwojennej książce kucharskiej (na pewno o niej napiszę prędzej czy później :)).
Jeśli tylko zdążę to jutro pojawi się jeszcze przepis na drożdżową babę migdałową i brioszki, które idealnie nadają się na wielkanocne śniadanie.
Mazurek czekoladowy
inspirowany Mazurkiem kajmakowym z Kwestii smaku
przepis na formę o wymiarach 28 x 23cm (mierzone po dnie)
kruche ciasto ucierane (czekoladowe):
150g miękkiego masła
1 żółtko
40g cukru pudru
160g mąki pszennej tortowej
80g mąki ryżowej pełnoziarnistej*
1 łyżka kakao
1 łyżeczka cynamonu
Masło i cukier utrzeć mikserem aż masa będzie gładka, puszysta i jasna. Dodać żółtko, zmiksować do połączenia składników. Do masy przesiać mąki, kakao i cynamon, miksować przez chwilę lub wygniatać ręką do połączenia składników w kulę. Zawinąć w folię spożywczą i włożyć do lodówki na minimum 15 minut.
Piekarnik nagrzać do 160°C.
Formę wyłożyć papierem do pieczenia, wyjąć ciasto i rozwałkować w formie używając drugiego arkusza papieru do pieczenia lub folii spożywczej. Jeśli nie mamy wałka, który zmieści się w formie, wyjąć papier z formy, a po rozwałkowaniu przełożyć do formy i przyciąć nożem do kształtu.
Wstaw do nagrzanego piekarnika i piecz 30 minut. Wyjmij z piekarnika, ostudź z formie. Uważnie wyjmij z formy (najlepiej na 4 ręce, podnosząc papier do pieczenia z obu stron) - mazurek jest bardzo kruchy.
masa czekoladowa:
puszka mleka skondensowanego słodzonego (np. Gostyń, 533g)
1 łyżka miodu
4 łyżki masła
50g dobrej gorzkiej czekolady
Do rondla z grubym dnem wlej mleko skondensowane, miód i masło. Dobrze wymieszaj, a następnie podgrzewaj na bardzo małym ogniu przez 8 - 10 minut, mieszając cały czas, by masa się nie przypaliła. Gdy masa zgęstnieje** i zmieni kolor na jasno brąz / słomkowy, zdejmij ją z ognia i dodaj czekoladę. Mieszaj aż do rozpuszczenia.
Na ostudzony spód wyłóż masę i udekoruj bakaliami. Świetnie pasują suszone śliwki, żurawiny, a kokos tworzy piękny kontrast kolorystyczny. Klasycznie mogą to być również orzechy - np. posiekane laskowe (mazurek niczym nutella? :) ). Pozostawić do zastygnięcia, mazurek można kroić już po 30 minutach.
* możną ją kupić w delikatesach takich jak Bomi, Piotr i Paweł czy w sklepach bio / ekologicznych. Ma wyjątkowy lekko słodki aromat, którego nie zastąpi inna mąka. Ciasto wyjdzie też jeśli użyjemy mąki ziemniaczanej czy kukurydzianej, jednak smak będzie inny.
** z cennych uwag Asi:
"Gdyby masa bardzo zgęstniała podczas gotowania i trochę przywarła przy dnie i na bokach rondelka (ale nie przypaliła się!), obdrapać łyżką całą masę i wymieszać. Gotować jeszcze dłużej mieszając aż masa zmieni kolor. Jeśli po ugotowaniu masy będą w niej jeszcze grudki, wystarczy przetrzeć ją przez sito."
Showing posts with label konkurs. Show all posts
Showing posts with label konkurs. Show all posts
2011-04-22
2011-04-12
Dzień czekolady i konkurs.
Ja świętuję, a Wy?
Ale żeby jednodniowe święto nie przerodziło się w kilkudniową ucztę (co zazwyczaj się dzieje jak upiekę całą blachę ciasta) zrobiłam czekoladowe kubeczki. To mój deser awaryjny, bo nawet jak w lodówce pusto, to zawsze znajdą się jajka, masło i gorzka czekolada. A stąd już tylko niecałe pół godziny (10 przygotowania, 18 minut pieczenia) do czekoladowego raju. Z podanego przepisu wychodzą trzy małe kubeczki - ja zadowalam się jednym, P. zjada dwa i pyta czy nie ma więcej ;).
Kubeczki maja pojemność 1 szklanki (250ml), ale wypełniam je ciastem do 2/3, by po upieczeniu zmieściła się jeszcze gałka lodów waniliowych.
Przepis mimo, że ma niewiele składników i wygląda na mało wyrafinowany łatwo dopasować do własnego smaku. Moja ulubiona wersja zawiera gorzką czekoladę 70 % kakao, aromatyczny ciemny cukier muscovado, mąkę orkiszową pełnoziarnistą / razową i ekstrakt z prawdziwej wanilii. Ale równie dobrze możecie użyć czekolady deserowej, 60%tki, zwykłego cukru i zwykłej mąki tortowej. Spróbujcie zamiast mąki dodać zmielonych orzechów lub migdałów, mąki żytniej (całość będzie bardziej wytrawna) lub po wlaniu masy do kubeczka wrzucić po dwie kostki białej czekolady.
Czekoladowe kubeczki
100g masła
70g dobrej gorzkiej lub deserowej czekolady
70g cukru (ciemnego muscovado, trzcinowego demerara lub zwykłego)*
1 łyżeczka cukru z prawdziwą wanilią lub naturalnego ekstraktu waniliowego
3 duże jajka
50g mąki (pszennej pełnoziarnistej, orkiszowej, tortowej)
Piekarnik nagrzej do 175°C. W rondlu z grubym dnem na małym ogniu rozpuść masło. Zdejmij z ognia, dodaj połamaną na kostki czekoladę, mieszaj łyżką aż do rozpuszczenia. Dodaj cukier i wanilię, dobrze wymieszaj. Dodaj rozbełtane / rozkłócone jajka, wymieszaj. Delikatnie wmieszaj mąkę, przełóż do kubeczków. Wstaw do ciepłego piekarnika i piecz 18 minut (maksymalnie 20 minut, środek ma być płynny). Smacznego!
*lojalnie ostrzegam, że czekoladowe kubeczki nie są słodkie - wolę dodać do nich słodkie lody. Jeśli jednak wolicie mleczną i słodką wersję czekolady, należy zwiększyć ilość cukru do 100g.
W związku z dniem czekolady mam też dla Was mały konkurs. Do wylosowania mam jedną nagrodę - dwie hotchocspoon (białą i białą cytrynową) - słynny produkt Chocolate company, która niedawno temu otworzyła swój sklep firmowy w Galerii Mokotów w W-wie, a w nim... cuda...
Hotchocospoon mam nadzieję będzie można też kupić w Malborku w Przystanek Tango Cafe, tymczasem dostałam od Chocolate company cztery sztuk hotchocspoon do degustacji. Dwie przepadły niemal od razu z kretesem (gorzka czekolada, po nartach z Jager tee), dwie zatrzymałam dla Was do rozlosowania.
Zasady konkursu są bardzo proste: pod dzisiejszym wpisem zostaw do niedzieli 24:00 (17 kwietnia) komentarz z odpowiedzią na pytanie "Jaki jest Twój ulubiony typ / rodzaj czekolady i dlaczego?". Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze :)
Ale żeby jednodniowe święto nie przerodziło się w kilkudniową ucztę (co zazwyczaj się dzieje jak upiekę całą blachę ciasta) zrobiłam czekoladowe kubeczki. To mój deser awaryjny, bo nawet jak w lodówce pusto, to zawsze znajdą się jajka, masło i gorzka czekolada. A stąd już tylko niecałe pół godziny (10 przygotowania, 18 minut pieczenia) do czekoladowego raju. Z podanego przepisu wychodzą trzy małe kubeczki - ja zadowalam się jednym, P. zjada dwa i pyta czy nie ma więcej ;).
Kubeczki maja pojemność 1 szklanki (250ml), ale wypełniam je ciastem do 2/3, by po upieczeniu zmieściła się jeszcze gałka lodów waniliowych.
Przepis mimo, że ma niewiele składników i wygląda na mało wyrafinowany łatwo dopasować do własnego smaku. Moja ulubiona wersja zawiera gorzką czekoladę 70 % kakao, aromatyczny ciemny cukier muscovado, mąkę orkiszową pełnoziarnistą / razową i ekstrakt z prawdziwej wanilii. Ale równie dobrze możecie użyć czekolady deserowej, 60%tki, zwykłego cukru i zwykłej mąki tortowej. Spróbujcie zamiast mąki dodać zmielonych orzechów lub migdałów, mąki żytniej (całość będzie bardziej wytrawna) lub po wlaniu masy do kubeczka wrzucić po dwie kostki białej czekolady.
Czekoladowe kubeczki
100g masła
70g dobrej gorzkiej lub deserowej czekolady
70g cukru (ciemnego muscovado, trzcinowego demerara lub zwykłego)*
1 łyżeczka cukru z prawdziwą wanilią lub naturalnego ekstraktu waniliowego
3 duże jajka
50g mąki (pszennej pełnoziarnistej, orkiszowej, tortowej)
Piekarnik nagrzej do 175°C. W rondlu z grubym dnem na małym ogniu rozpuść masło. Zdejmij z ognia, dodaj połamaną na kostki czekoladę, mieszaj łyżką aż do rozpuszczenia. Dodaj cukier i wanilię, dobrze wymieszaj. Dodaj rozbełtane / rozkłócone jajka, wymieszaj. Delikatnie wmieszaj mąkę, przełóż do kubeczków. Wstaw do ciepłego piekarnika i piecz 18 minut (maksymalnie 20 minut, środek ma być płynny). Smacznego!
*lojalnie ostrzegam, że czekoladowe kubeczki nie są słodkie - wolę dodać do nich słodkie lody. Jeśli jednak wolicie mleczną i słodką wersję czekolady, należy zwiększyć ilość cukru do 100g.
W związku z dniem czekolady mam też dla Was mały konkurs. Do wylosowania mam jedną nagrodę - dwie hotchocspoon (białą i białą cytrynową) - słynny produkt Chocolate company, która niedawno temu otworzyła swój sklep firmowy w Galerii Mokotów w W-wie, a w nim... cuda...
Hotchocospoon mam nadzieję będzie można też kupić w Malborku w Przystanek Tango Cafe, tymczasem dostałam od Chocolate company cztery sztuk hotchocspoon do degustacji. Dwie przepadły niemal od razu z kretesem (gorzka czekolada, po nartach z Jager tee), dwie zatrzymałam dla Was do rozlosowania.
Zasady konkursu są bardzo proste: pod dzisiejszym wpisem zostaw do niedzieli 24:00 (17 kwietnia) komentarz z odpowiedzią na pytanie "Jaki jest Twój ulubiony typ / rodzaj czekolady i dlaczego?". Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze :)
Etykiety:
czekolada,
Czekoladowe kubeczki,
konkurs,
łatwe,
wegetariańskie
2011-01-08
Kulinarne kalendarze i migdałowe brownie.
Gorąco dziękuję za komentarze o Waszych ulubionych potrawach wiglijnych, naprawdę z dużą przyjemnością je przeczytałam. Losowanie kalendarzy odbyło się z pomocą P., który przebierał i przebierał, aż w końcu wylosował dwie panie - Agę i Anię T. Obie poproszę o kontakt mejlowy i pełen adres, abym mogła wysłać kalendarze. Mam nadzieję, że się przydadzą i skusicie się na chociaż jeden przepis :)
Tymczasem resztę moich Czytelników zapraszam do pobrania wersji elektronicznej kalendarza w formacie .pdf oraz na kawałek migdałowego brownie.
Ciasto jest bez dodatku mąki, polecam je więc wszystkim na diecie bezglutenowej. Jest bardzo wilgotne i dobrze się przechowuje - można je upiec 2 dni wcześniej przed planowaną konsumpcją (ale kto by mu się oparł przez dwa dni!) Pasuje do niego odrobina bitej śmietany i świeże truskawki lub maliny, o których na razie tylko marzę i czekam aż przyjdzie lato.
Migdałowe brownie
200g masła
100g gorzkiej czekolady (min. 60% kakao)
5 jajek
150g cukru trzcinowego demerara
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego / cukru z prawdziwą wanilią
100g mąki migdałowej / zmielonych migdałów
Kwadratową formę o boku 20 - 23cm wyłóż papierem do pieczenia.
Piekarnik nagrzej do 180°C.
Masło i czekoladę włóż do rondla i na małym ogniu rozpuść cały czas mieszając. Jajka ubij z cukrami, dodaj mąkę migdałową oraz masło rozpuszczone z czekoladą. Ciasto przelej do formy i wstaw do piekarnika na 30 minut. Ostudź przed pokrojeniem. Smacznego!
Etykiety:
bez glutenu,
ciasta i ciasteczka,
czekolada,
konkurs,
Migdałowe brownie,
migdały
2010-12-30
I po Świętach... Konkurs.
Jeszcze w świątecznym nastroju pełnego ciepła i miłości, przeglądam i segreguję zdjęcia.
Jak co roku 12 dań, w tym obowiązkowo pierogi z kapustą i grzybami zrobione przez Babcię, wigilijny barszcz z uszkami, smażony karp, śledź pod pierzynką, śledź po żydowsku, sałatka jarzynowa i ryba po grecku (a jakże!).
Nie obyło się bez klusek z makiem, miodem i bakaliami oraz piernika. W tym roku upiekłam go na prawdziwym miodzie, dodałam pokrojone suszone śliwki i polałam rozpuszczoną czekoladą.
Tymczasem za oknem było biało, mroźno... i pięknie.
Nie było czasu przed, więc jest po Świętach - mam dla Was dwa duże kulinarne kalendarze na rok 2011 przygotowane przeze mnie i P.. Pełne przepisów i zdjęć, mam nadzieję smakowite.
Rozlosuję je pośród wszystkich czytelników, którzy do dnia 1 stycznia 2011 pozostawią komentarz pod niniejszym wpisem z odpowiedzią na pytanie jaka jest Wasza ulubiona potrawa świąteczna i dlaczego. 7 stycznia opublikuję zwycięzców i wyślę nagrody. Także wtedy opublikuję wersję elektroniczną PDF do ściągnięcia na komputer.
Z ciekawością czekam na Wasze komentarze :)
Jak co roku 12 dań, w tym obowiązkowo pierogi z kapustą i grzybami zrobione przez Babcię, wigilijny barszcz z uszkami, smażony karp, śledź pod pierzynką, śledź po żydowsku, sałatka jarzynowa i ryba po grecku (a jakże!).
Nie obyło się bez klusek z makiem, miodem i bakaliami oraz piernika. W tym roku upiekłam go na prawdziwym miodzie, dodałam pokrojone suszone śliwki i polałam rozpuszczoną czekoladą.
Tymczasem za oknem było biało, mroźno... i pięknie.
Nie było czasu przed, więc jest po Świętach - mam dla Was dwa duże kulinarne kalendarze na rok 2011 przygotowane przeze mnie i P.. Pełne przepisów i zdjęć, mam nadzieję smakowite.
Rozlosuję je pośród wszystkich czytelników, którzy do dnia 1 stycznia 2011 pozostawią komentarz pod niniejszym wpisem z odpowiedzią na pytanie jaka jest Wasza ulubiona potrawa świąteczna i dlaczego. 7 stycznia opublikuję zwycięzców i wyślę nagrody. Także wtedy opublikuję wersję elektroniczną PDF do ściągnięcia na komputer.
Z ciekawością czekam na Wasze komentarze :)
Etykiety:
Boże Narodzenie,
konkurs
2010-12-04
2010-11-19
Zdjęcia z Gór Stołowych, cz.2 + zagadka
Magiczny zachód słońca mieliśmy codziennie. Kolory jak najbardziej prawdziwie, bez żadnej ingerencji Photoshopa.
Stary, bardzo stary młyn na wzgórzu... z niego to musiała być dopiero mąka!
Koty, który chodziły za nami krok w krok...
Ruchoma szopka. Nastrój niczym z filmów Tima Burtona czy Davida Lyncha.
Podróż w inny wymiar.
Tango, zawsze i wszędzie!
Zagadka: co to jest?
(Oprócz tego, że nieuchronny znak nadchodzącej zimy...)
Dla pierwszej osoby, która udzieli prawidłowej odpowiedzi przygotowałam niespodziankę!
Etykiety:
jesienne opowieści,
konkurs
2010-06-29
Rozwiązanie konkursu!
Trudno mi zabrać się za pisanie po tak długiej przerwie... Zapewne nie zorientowałabym się, że minął już miesiąc odkąd ogłosiłam konkurs, gdyby nie moje urodziny, które przypomniały mi o upływającym czasie. W międzyczasie testowałam nowe potrawy do menu, upiekłam niezliczoną ilość chlebów na zakwasie oraz tart z truskawkami. Wracając do domu wieczorem, nie miałam już siły ani na odpisanie na mejle piętrzące się w mojej skrzynce ani na pisanie bloga. Zdjęć zrobiłam jednakże mnóstwo i zamierzam sukcesywnie podzielić się z Wami nowymi przepisami, których część możecie już spróbować w Przystanek Patrzałkowie i w Tango Café.
Tymczasem - długo oczekiwane rozwiązanie konkursu. Z wypiekami na twarzy czytałam o Waszych podróżach marzeń i z całego serca Wam życzę, by się spełniły. Zdecydowałam, że koniecznie potrzebuję większej ilości nagród na następny konkurs, bo wybór tylko trzech wpisów to nie lada wyzwanie. Niemniej alfajory trafią do Muffingirl, która napisała tak:
"Podróż moich marzeń rozpoczęła się ponad dwa lata temu i trwa…do dziś. Początek był dość banalny, w oczekiwaniu na narodziny pierwszej córeczki musiałam leżeć, a co się z tym łączy-dużo czytałam. Poznałam historię rodu Kossaków, biografię rodziny Onyszkiewiczów i Zborowskich i … zaczęłam marzyć o poznaniu własnych korzeni. Najpierw oczywiście przepytałam Mamę i jej siostrę oraz dalszą rodzinkę. Niestety moi dziadkowie już od dawna nie żyją więc z nimi porozmawiać nie mogłam. W ten sposób udało mi się stworzyć drzewo genealogiczne „po kądzieli” do 4 pokoleń wstecz. Po roku, razem z Mamą, jej siostrą i moją kuzynką postanowiłyśmy odwiedzić miejsca, w których żyli nasi przodkowie. Odwiedziłyśmy duże miasta i maleńkie wioseczki, zwiedziłyśmy archiwa i kancelarie parafialne. W tej podróży spotkałyśmy się z ogromną życzliwością i chęcią pomocy. Co najważniejsze zaś – poznałyśmy wielu ludzi, którzy pamiętali moich dziadków i pradziadków i chętnie o nich opowiadali.Otrzymałam też kilka zdjęć. Mogę więc powiedzieć, że podróż moich marzeń była/jest podróżą „do przeszłości”. Dzisiaj kończę opracowywanie tego, co udało się nam zgromadzić. Mam nadzieję, że kiedyś do tych historyjek, anegdot i wspomnień sięgną nasze dzieci. A na przyszły rok… planuję podróży ciąg dalszy. Teraz pora na rodzinę ze strony Taty :)"
Vauquita czyli argentyńska krówka trafi do Arvén:
"Podróż marzeń w jakimkolwiek wymiarze oznacza dla mnie tylko jedno - wtopienie się w tłum tam, gdzie rzuci mnie los. Zresztą gdziekolwiek się nie znajdę - na tropikalnej wyspie, w rozgrzanym słońcem centrum miasta czy w górskiej wiosce, tam staram się żyć nie jak turysta, ale jak zwykły mieszkaniec miasteczka. Jem to, co wszyscy inni. Chodzę boso ulicami, z hotelu wychodzę niedługo po świtaniu a wracam do niego długo po zmroku. W podróży marzeń odbieram wszystko zmysłami. Zapach dobiegający na równi z pokrzykiwaniem z włoskich kuchni, kiedy przeciskam się wąskimi uliczkami na targ. Smak niepewności, towarzyszący rozgryzaniu podejrzanych przypraw, które wciska mi do ręki na kramie obfitości handlujący turek. Dotyk rozgrzanego kamienia pod moimi stopami i ulga, kiedy zanurzam je w chłodnej wodzie fontanny w centrum wielkiego miasta. Teraz marzę o tym, by na jakiś czas wtopić się grecki tłum. Marzy mi się Skopelos od czasu obejrzenia musicalu Mamma Mia. Nie przeszkadza mi to, że nie zwiedzę tam tysiąca muzeów ani nie poznam starożytnych historii mrożących krew w żyłach. Ja chciałabym mieć swój dom z werandą, gdzie wyjdę rano z kubkiem kawy w dłoni, i będę mogła do woli gapić się na morze w oddali. Chcę mieć swoje drzewka oliwne i sznury w ogrodzie, na których będę mogła wieszać śnieżnobiałe pranie.
Tak sobie wyobrażam moje domowe Greckie wakacje życia..."
A słoiczek dulce de leche z Patagonii do Doro:
"Podróż Marzeń zapala mi w głowie dwie lampki - skandynawską i grecką; ta pierwsza zaspokaja mroczną, niewysłowioną i niedopowiedzianą stronę duszy i odbyła się 10 lat temu z moim Tatą, dała przedsmak studiów historycznych i nową wiedzę o muzyce regionu - przywiozłam reklamówkę płyt black-metalowych ;)Usiłowalam ukraść znak ostrzegawczy "uwaga łosie" i Tato o mało nie dostał zawału, jak to zobaczył; przemierzyłam Drogę Trolli, goniłam ogromne komary na szczycie (?) fiordu, oglądając resztki zorzy polarnej. Wspomnienia mam niemal mistyczne! A druga Podróż zawsze związana jest z Grecją wyspiarską, bo kontynent mnie mnie fascynuje, mimo zabytków - wyprawy skuterem na dzikie plaże, sałatka grecka jedzona codziennie kilka razy dziennie, ouzo, marmurowe rozgrzane kamyczki masujące stopy, jeżowce czyhające na stopy w płytkich i ciepłych zatoczkach ;) i tym razem podróże z Mężem i Synem ;) następna w sierpniu!"
Proszę o kontakt mejlowy z adresem do wysyłki (w Polsce). Na mejla czekam do końca lipca.
A w następnym wpisie - przepis na tartaletki z ricottą, winem Marsala i z truskawkami :)
Tymczasem - długo oczekiwane rozwiązanie konkursu. Z wypiekami na twarzy czytałam o Waszych podróżach marzeń i z całego serca Wam życzę, by się spełniły. Zdecydowałam, że koniecznie potrzebuję większej ilości nagród na następny konkurs, bo wybór tylko trzech wpisów to nie lada wyzwanie. Niemniej alfajory trafią do Muffingirl, która napisała tak:
"Podróż moich marzeń rozpoczęła się ponad dwa lata temu i trwa…do dziś. Początek był dość banalny, w oczekiwaniu na narodziny pierwszej córeczki musiałam leżeć, a co się z tym łączy-dużo czytałam. Poznałam historię rodu Kossaków, biografię rodziny Onyszkiewiczów i Zborowskich i … zaczęłam marzyć o poznaniu własnych korzeni. Najpierw oczywiście przepytałam Mamę i jej siostrę oraz dalszą rodzinkę. Niestety moi dziadkowie już od dawna nie żyją więc z nimi porozmawiać nie mogłam. W ten sposób udało mi się stworzyć drzewo genealogiczne „po kądzieli” do 4 pokoleń wstecz. Po roku, razem z Mamą, jej siostrą i moją kuzynką postanowiłyśmy odwiedzić miejsca, w których żyli nasi przodkowie. Odwiedziłyśmy duże miasta i maleńkie wioseczki, zwiedziłyśmy archiwa i kancelarie parafialne. W tej podróży spotkałyśmy się z ogromną życzliwością i chęcią pomocy. Co najważniejsze zaś – poznałyśmy wielu ludzi, którzy pamiętali moich dziadków i pradziadków i chętnie o nich opowiadali.Otrzymałam też kilka zdjęć. Mogę więc powiedzieć, że podróż moich marzeń była/jest podróżą „do przeszłości”. Dzisiaj kończę opracowywanie tego, co udało się nam zgromadzić. Mam nadzieję, że kiedyś do tych historyjek, anegdot i wspomnień sięgną nasze dzieci. A na przyszły rok… planuję podróży ciąg dalszy. Teraz pora na rodzinę ze strony Taty :)"
Vauquita czyli argentyńska krówka trafi do Arvén:
"Podróż marzeń w jakimkolwiek wymiarze oznacza dla mnie tylko jedno - wtopienie się w tłum tam, gdzie rzuci mnie los. Zresztą gdziekolwiek się nie znajdę - na tropikalnej wyspie, w rozgrzanym słońcem centrum miasta czy w górskiej wiosce, tam staram się żyć nie jak turysta, ale jak zwykły mieszkaniec miasteczka. Jem to, co wszyscy inni. Chodzę boso ulicami, z hotelu wychodzę niedługo po świtaniu a wracam do niego długo po zmroku. W podróży marzeń odbieram wszystko zmysłami. Zapach dobiegający na równi z pokrzykiwaniem z włoskich kuchni, kiedy przeciskam się wąskimi uliczkami na targ. Smak niepewności, towarzyszący rozgryzaniu podejrzanych przypraw, które wciska mi do ręki na kramie obfitości handlujący turek. Dotyk rozgrzanego kamienia pod moimi stopami i ulga, kiedy zanurzam je w chłodnej wodzie fontanny w centrum wielkiego miasta. Teraz marzę o tym, by na jakiś czas wtopić się grecki tłum. Marzy mi się Skopelos od czasu obejrzenia musicalu Mamma Mia. Nie przeszkadza mi to, że nie zwiedzę tam tysiąca muzeów ani nie poznam starożytnych historii mrożących krew w żyłach. Ja chciałabym mieć swój dom z werandą, gdzie wyjdę rano z kubkiem kawy w dłoni, i będę mogła do woli gapić się na morze w oddali. Chcę mieć swoje drzewka oliwne i sznury w ogrodzie, na których będę mogła wieszać śnieżnobiałe pranie.
Tak sobie wyobrażam moje domowe Greckie wakacje życia..."
A słoiczek dulce de leche z Patagonii do Doro:
"Podróż Marzeń zapala mi w głowie dwie lampki - skandynawską i grecką; ta pierwsza zaspokaja mroczną, niewysłowioną i niedopowiedzianą stronę duszy i odbyła się 10 lat temu z moim Tatą, dała przedsmak studiów historycznych i nową wiedzę o muzyce regionu - przywiozłam reklamówkę płyt black-metalowych ;)Usiłowalam ukraść znak ostrzegawczy "uwaga łosie" i Tato o mało nie dostał zawału, jak to zobaczył; przemierzyłam Drogę Trolli, goniłam ogromne komary na szczycie (?) fiordu, oglądając resztki zorzy polarnej. Wspomnienia mam niemal mistyczne! A druga Podróż zawsze związana jest z Grecją wyspiarską, bo kontynent mnie mnie fascynuje, mimo zabytków - wyprawy skuterem na dzikie plaże, sałatka grecka jedzona codziennie kilka razy dziennie, ouzo, marmurowe rozgrzane kamyczki masujące stopy, jeżowce czyhające na stopy w płytkich i ciepłych zatoczkach ;) i tym razem podróże z Mężem i Synem ;) następna w sierpniu!"
Proszę o kontakt mejlowy z adresem do wysyłki (w Polsce). Na mejla czekam do końca lipca.
A w następnym wpisie - przepis na tartaletki z ricottą, winem Marsala i z truskawkami :)
Etykiety:
konkurs
2010-06-06
Konkurs i pyszne nagrody z Buenos Aires :)
Minął już tydzień odkąd jesteśmy w Polsce przez który dzielnie rozpakowałam wszystkie moje 3 walizki i próbowałam odespać brakujące 5h (o tyle musieliśmy przyspieszyć nasze zegarki). Z radością i z niedowierzaniem powitałam ciepłe czerwcowe słońce ciesząc się nim jak małe dziecko. W domu czekał na mnie pyszny chleb na zakwasie mojego taty, balkon zamieniony w ogródek ziołowy przez moją mamę, stos moich ulubionych magazynów (Kuchnia, Zwierciadło i Sens) i piękne stokrotki. Życie jest piękne! :)
Z powodu jet lagu nie miałam jednak głowy do pisania, robienia zdjęć czy skomplikowanego gotowania. W pełni sezonu truskawkowo-rabarbarowego nie mogłam jednak sobie odmówić małego co niego - postawiłam na orzechowe crumble z rabarbarem i z truskawkami z truskawkowego bloga Ani i się nie zawiodłam. Poezja :)
Jak obiecywałam - przygotowałam dla Was mały konkurs ze słodkimi nagrodami, które przywiozłam z Buenos Aires. Długo myślałam nad zagadką, ale wszystko co przyszło mi do głowy wydawało mi się za łatwe. Po czym stwierdziłam, że o wiele ciekawiej będzie zapytać Was jaka jest podróż Waszych marzeń. Być może już ją odbyliście albo dopiero planujecie albo tylko marzycie... nie ma to znaczenia.
Zasady konkursu są następujące:
1. Jedna osoba może zostawić jeden komentarz pod dzisiejszym wpisem z odpowiedzią na pytanie o podróż marzeń.
2. Na wpisy czekam do czwartku (10 czerwca) do godziny 24:00.
3. Z komentarzy wybiorę trzy, których autorom prześlę nagrody. Nagrody wysyłam tylko na polski adres.
Nagrody wielkościowo są symboliczne (i tak mieliśmy spory nadbagaż) ale smakowo... starałam się wybrać to co najlepsze:
1. Opakowanie alfajorów z dulce de leche z najsłynniejszej sieci kawiarni w Argentynie - Havanna.
2. Vauquita czyli argentyńska krówka albo inaczej tabliczka z dulce de leche.
3. Malutki słoiczek dulce de leche z Patagonii.
Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze, miłej zabawy! :)
Z powodu jet lagu nie miałam jednak głowy do pisania, robienia zdjęć czy skomplikowanego gotowania. W pełni sezonu truskawkowo-rabarbarowego nie mogłam jednak sobie odmówić małego co niego - postawiłam na orzechowe crumble z rabarbarem i z truskawkami z truskawkowego bloga Ani i się nie zawiodłam. Poezja :)
Jak obiecywałam - przygotowałam dla Was mały konkurs ze słodkimi nagrodami, które przywiozłam z Buenos Aires. Długo myślałam nad zagadką, ale wszystko co przyszło mi do głowy wydawało mi się za łatwe. Po czym stwierdziłam, że o wiele ciekawiej będzie zapytać Was jaka jest podróż Waszych marzeń. Być może już ją odbyliście albo dopiero planujecie albo tylko marzycie... nie ma to znaczenia.
Zasady konkursu są następujące:
1. Jedna osoba może zostawić jeden komentarz pod dzisiejszym wpisem z odpowiedzią na pytanie o podróż marzeń.
2. Na wpisy czekam do czwartku (10 czerwca) do godziny 24:00.
3. Z komentarzy wybiorę trzy, których autorom prześlę nagrody. Nagrody wysyłam tylko na polski adres.
Nagrody wielkościowo są symboliczne (i tak mieliśmy spory nadbagaż) ale smakowo... starałam się wybrać to co najlepsze:
1. Opakowanie alfajorów z dulce de leche z najsłynniejszej sieci kawiarni w Argentynie - Havanna.
2. Vauquita czyli argentyńska krówka albo inaczej tabliczka z dulce de leche.
3. Malutki słoiczek dulce de leche z Patagonii.
Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze, miłej zabawy! :)
Etykiety:
Buenos Aires,
konkurs
Subscribe to:
Posts (Atom)