2011-03-17

Słodkie życie i księga słodkości.


Miało być "jutro" a jest zdecydowanie później, a wszystko to z zachwytu nad wiosennym słońcem i plusową temperaturą. Ani mi w głowie było siedzenie w domu, w każdej wolnej chwili chciałam być na zewnątrz i wystawiać moją bladą, pozimową twarz do słońca. Jako że, jedna mewa (tzn. jaskółka ;)) i doniczka tulipanów wiosny nie czynią, zimny wiatr sprawił, że na kolejny tydzień rozłożyły mnie wirusy.
Na szczęście wyzdrowiałam, naładowałam akumulatory i wracam do gotowania, robienia zdjęć, pisania i do Was, zdecydowanie się stęskniłam :)


Miało być o książkach węgierskich, więc raz, dwa, trzy ... zaczynamy.
W styczniu przywiozłam z Węgier dwie dynie piżmowe, kwiat muszkatołowy (macis/ ang. mace), siatkę orzechów włoskich, naręcze gazet kulinarnych i książkę. Węgierski codzienny znam w stopniu ledwie podstawowym, węgierski kulinarny na szczęście o wiele lepiej, chociaż rzadko kiedy nieznajomość języka jest przeszkodą w przywiezieniu kolejnej książki kulinarnej z podróży. A było w czym wybierać. Pobieżne przejrzenie działu kulinarnego w Alexandrii (pięknej księgarni na ulicy Andrassy, z jeszcze piękniejszą kawiarnią) zajęło mi pół dnia. Oprócz książek angielskich gwiazd jak Jamie O. czy Nigella, znajdziemy solidną porcję książek węgierskich autorów.

Po paru godzinach, wyczerpawszy cierpliwość P. kupiłam premierową książkę Krisztiny Vrábel Dolce vita autorki kulinarnego bloga pod takim samym tytułem, po to tylko, by po dokładnym przejrzeniu jej w domu wymienić ją następnego dnia na książkę Tamasa Bereznay Süteményeskönyv ( czyli księga słodkości / deserów).


Do zakupu skusiło mnie staranne wydanie jak i piękne zdjęcia, do zwrotu zaś błędy typu np. w przepisie na tartę dyniowo-porową w składnikach znajdziemy "ciasto" z komentarzem "zakupione w mieście X w małym lokalnym sklepie" bez wyjaśnienia jakie to jest ciasto i czym je zastąpić jeśli akurat nie jesteśmy w miejscowości X we Włoszech. Kolejnym problemem, a zarazem wyzwaniem dla każdego kto chce pisać o kuchni włoskiej, jest fakt, że jest to jeden z najbardziej popularnych tematów kulinarnych i że coraz trudniej napisać o niej w sposób oryginalny, nie powielając tego co już było. Co udało się Jamiemu Oliverowi we Włoskiej wyprawie niestety nie do końca udało się Krisztinie Vrábel - osobistych komentarzy i historii autorki jest zdecydowanie za mało, a większość przepisów znana jest mi z innych źródeł. To wszystko byłoby dla mnie do zaakceptowania i zapewne zatrzymałabym książkę, gdyby nie cena - 4950Ft, czyli ok. 75zł.




O ile gotowanie dla Krisztiny Vrabel to pasja (z wykształcenia jest dziennikarką) to o Tamásu Bereznay można powiedzieć, że jest profesjonalistą w pełnym znaczeniu tego słowa. Szef kuchni słynnej budapesztańskiej restauracji Kárpátia swoją pierwszą książkę (Mai Magyar Konyha czyli współczesna kuchnia węgierska) wydał w 2009 i z biegu niemalże otrzymała ona nagrodę Najlepszej Książki Szefa Kuchni na Węgrzech  w ramach konkursu World Cookbook Award. Tamas prowadzi też kulinarnego bloga (niestety tylko po węgiersku).


Süteményeskönyv to jego druga książka z osiemdziesięcioma przepisami na tradycyjne węgierskie i nie tylko słodkości. Każdy przepis opatrzony jest zdjęciem i dokładną instrukcją wykonania, a na końcu książki znajduje się opis podstawowych przepisów na ciasta (kruche, francuskie etc.) oraz mnóstwo rad i tajników szefa kuchni. A wszystko to pięknie sfotografowane w minimalistycznym, acz bardzo apetycznym stylu. Kuchnia Tamása nie ma nic wspólnego z fusion czy kuchnią molekularną, więcej raczej z jedzeniem, które znajdziemy na stole węgierskiego smakosza. Tradycyjnie, ale z twistem. W tym  kontekście nie zaskoczyło mnie wcale, gdy w wywiadzie przeczytałam, że największą kulinarną inspiracją Tamása Bereznay jest jego babcia.


Gdy po raz pierwszy przeglądam nowo zakupioną książkę, biorę do ręki małe sticky notes i zaznaczam przepisy krzyczące "zrób mnie, teraz, już!". W przypadku Süteményeskönyv musiałabym zaznaczyć całą książkę! Do tej pory zrobiłam węgierskie pieczone pączki nadziewane konfiturą śliwkową z palinką, w kolejce czekają m.in. miodowo-orzechowe rogaliki, tort orzechowy, tort Eszterházy, smażone pączki twarogowe, Zserbó.
Z chęcią dowiem się na co macie największą ochotę i co chcielibyście bym upiekła jako pierwsze - czekam na komentarze :)

13 comments:

  1. To ja poproszę tort orzechowy :)

    ReplyDelete
  2. Sprytnie, każda propozycja gwarantuje wykorzystanie przywiezionych orzechów!:) Mmm, rogaliki byłyby bardzo dobre. Chociaż te torty... Nie, jednak zostanę przy rogalikach:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    ReplyDelete
  3. Też chcę tort! :)) Również spędzam godziny w dziale z książkami kucharskimi. Ostatnio siedziałam 2 godziny ze słownikiem i tłumaczyłam strrrasznie skomplikowany przepis na pewien apetyczny sernik :P No ale opłaciło się :)
    Uściski!

    ReplyDelete
  4. ja też chcę tort! :) Strasznie mi się podoba węgierski chociaż nic nie rozumiem :)

    ReplyDelete
  5. Mi też się podobał dopóki nie musiałam się nim porozumiewać i zacząć uczyć ;) Potem podobał mi się, ale już niestety jakby mniej...(proporcjonalnie do moich postępów w nauce)

    ReplyDelete
  6. Pierwsze wytłuszczone zdanie - Misiu, no nie można tego lepiej ująć :)))

    Super się zapowiada ta słodka książka, fajnie że o niej piszesz, niezmiernie jestem ciekawa węgierskich słodkości!

    Pozdrawiam ciepło :)))

    ReplyDelete
  7. te rogalii brzmią bardzo zachęcająco:)

    ReplyDelete
  8. ja też chcę tort :)

    bardzo fajny blog Dolce Vita :)) dziękuję za link :)


    PS
    A co to takiego Zserbó?

    ReplyDelete
  9. Ja też stawiam na tort orzechowy :))))
    Dużo zdrowia bo wiosna tuż za rogiem!
    A może już jest? :)

    ReplyDelete
  10. Zjadło mój komentarz:-( Zatem jeszcze raz - w Budapeszcie byłam raz, zachwyciły mnie słusznie cieszące się sławą węgierskie ciasta i słodkości, kawa, no i sam Budapeszt oczywiście. Mniej zachwycona byłam tym, że kuchnia węgierska, podobnie jak polska czy czeska, kręci się wokół mięsa.
    Widzę, że wszyscy proszą o tort, zatem ja przekornie:-) i dlatego, że za tortami nie przepadam, poproszę o te rogale (? Mezes- dios kiferii):-)

    ReplyDelete
  11. Ania: Zserbo to węgierski sposób wymawiania nazwy Gerbeaud. Gerbeaud to słynna kawiarnia (w stylu wiedeńskim), a ciasto o takiej samej nazwie to ichnia specjalność. Jest to miękki biszkopt przekładany masą orzechową i dżemem. Na Węgrzech tradycyjnie pieczony na wesela i urodziny.

    Anna Maria: nie, nie zjadło! Pojawił się tylko pod poprzednim wpisem i tam też na niego odpisałam :)

    ReplyDelete
  12. A, to dobrze:-)
    B. mile wspominam wizytę w Gerbeaud:-)

    ReplyDelete

Related Posts with Thumbnails