30 h podróży.
12500 km.
Dolecieliśmy, uff.
Boskie Buenos przywitało nas 28 stopniami i słońcem, chociaż kalendarzowo to już pora jesieni - marzec w Buenos to jak wrzesień w Europie. Czerwonych i bardzo słodkich pomidorów gruszkowych, pięknych brzoskwini, melonów, śliwek jest pod dostatkiem. W każdym warzywniaku (Verduderia) dyni do wyboru do koloru - piżmowa, uchiki kuri, muscade de provence, hokkaido. Raj dla dyniowego maniaka takiego jak ja. Gdyby nie jedno ale...
Kuchnia w naszym małym mieszkanku posiada: garnek, patelnię, parę talerzy z melaminy, podstawowy zestaw sztućców, jeden nóż. Ugotowanie czegoś stanowi nie lada wyzwanie logistyczne, o pieczeniu mogę zapomnieć... cóż to, kiedy Buenos jest boskie. ;)
Jakiś czas temu Forever Summer Nigelli rozbawiło mnie do łez, kiedy Nigella powiedziała: "There are some things I always have to have on me - my magic whisk. I'm afraid to say - I always carry it in my bag." ("Są pewne rzeczy, które zawsze mam ze sobą - moje magiczne mieszadelko. Obawiam się to powiedzieć, ale zawsze mam je w swojej torebce"). W kontekście kuchni, którą teraz posiadamy pożałowałam, że jak Nigella nie noszę mieszadełka ze sobą. Pierwsze naleśniki próbowałam wymieszać widelcem, jednak bez zapierających dech w piersiach rezultatów. Po czym wybraliśmy się na poszukiwania mieszadełka. Wyprawa jak się patrzy, niemal jak po świętego Graala! Przez 4 dni nasze wysiłki spełzły na niczym, aż dnia piątego znaleźliśmy magic whisk w chińskim Supermercado. I nasmażyłam pysznych naleśników, które zjedliśmy z dulce de leche i owocami.
Szczegóły - wkrótce. Zdjęcia - jak tylko obmyślę gdzie by tu je zrobić - mieszkanie jest dosyć ciemne, tangowy tryb życia oznacza spanie conajmniej do południa i tańczenie w nocy, czyli omija piękne dzienne poranne światło. Tymczasem fotka widoku z mojego okna. Jakże odmienny od tego w Budapeszcie.... Pozdrawiam wszystkich słonecznie i dziękuję za komentarze mimo tego, że tak mało piszę.
2010-03-08
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
Czekam na kolejne relacje i życzę szybkiego zadomowienia się!
ReplyDeleteJa też czekam na relacje i na zdjęcia! :)
ReplyDeleteMysle, ze takie bieganie za mieszadelkiem bylo mimo wszystko czysta przyjemnoscia :) Mozna sobie pozwiedzac to i owo przy okazji :))
ReplyDeleteJa tez czekam na kolejne relacje :) Pozdrawiam cieplo.
Czuję, że czeka nas wiele ciekawych opowieści o tym co się je w Arentynie i jak radzi sobie Misia z jednym garnkiem i mieszadełkiem w nowym kraju , na dalekim kontynencie .... nie pozwól nam czekać :) Pozdrowienia :)
ReplyDeleteOch Misiu, kto by się przejmował fotografowaniem jedzenia, kiedy się tańczy tango w Buenos:)
ReplyDeleteOpowiadaj na bieżąco i baw się dobrze.
Uściski!
Jak ja zazdroszczę tego wyboru warzyw. Czekam z ciekawością na kolejne relacje i wszystkiego najlepszego.
ReplyDelete