Ani się obejrzałam a minął prawie tydzień od mojego poprzedniego wpisu, w którym obiecywałam na drugi dzień przepis na dyniowe risotto. Wszystkich czekających - przepraszam za opóźnienie.
Tańczę, ćwiczę, rozciągam się. Cieszę się słońcem. Zjadam niewyobrażalne ilości warzyw i owoców, gotuję całkiem sporo - głównie rzeczy proste i szybkie jak dzisiejsze risotto, w którym po raz kolejny pojawia się moja ulubiona dynia.
Tym razem użyłam odmiany czerwonej Hokkaido (Uchiki Kuri), która ma swój europejski, odrobinę bardziej włóknisty odpowiednik - Potimarron. Chociaż należy ona do rodziny dyni olbrzymiej to jej owoce są całkiem małe - moja ważyła ok. 1,5kg. Jest to jedna z niewielu dyń, którą można spożywać razem ze skórką. Miąższ Uchiki Kuri jest zwarty, pachnie pięknie orzechami i ma bardzo pomarańczowy kolor.
Podstawowy przepis dzisiejszego risotto pochodzi z bloga Asi - Kwestia Smaku. Poniższy przepis to moja wariacja na jego temat - dodałam świeżą szałwię, zrezygnowałam z wina na rzecz bulionu warzywnego, zastąpiłam część masła oliwą z oliwek, dodałam więcej dyni. Risotto przygotowuje się w dwóch etapach - dzień przed przygotowuje się dynię i moczy się ja w mleku (co jest sekretem wyjątkowego smaku tego dania). Na drugi dzień przygotowuje się risotto, które staję się tym samym daniem ekspresowym, bo przygotowanie go zajmuje ok. 20 minut. Polecam koniecznie z lampką dobrze schłodzonego białego wina :)
Szałwiowe risotto z dynią
2-3 porcje
Dzień przed: obrać dynię, pokroić w ok. 1cm kostkę. Do risotto potrzebujemy dwóch szklanek dyni, którą zalewamy szklanką mleka i odstawiamy na noc (lub minimum 12h) do lodówki.
1l bulionu warzywnego
2 łyżki masła
2 łyżki oliwy z oliwek
1 szalotka lub połowa cebuli
100g ryżu do risotto (1 filiżanka, użyłam arborio)
1/8 - 1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
garść świeżej szałwii
25g tartego parmezanu (ok. 1/2 filiżanki)
sól i świeżo mielony pieprz do smaku
1. Przygotować bulion (używam bio bulionu z kostki, bez dodatku glutaminianu sodu etc.). Pokroić drobno szalotkę. Odcedzić dynię (wylać mleko). Roztopić masło z oliwą na patelni z grubym dnem, dodać szalotkę, połowę dyni i 3-4 listki szałwii. Smażyć na małym ogniu aż cebulką się zeszkli.
2. Wyjąć szałwię, a dodać ryż. Na średnim ogniu dobrze wymieszać ryż z masłem, dynią i szalotką.
3. Porcjami dodawać bulion, gotować aż wyparuję i dodać koleją porcję bulionu. Po ok. 10 - 12 minutach dodać resztę dyni. Dodawać bulion i gotować aż ryż będzie miękki, ale nie rozgotowany. Mi zajęło to ok. 20 minut.
4. Gotowe risotto zdjąć z ognia, dodać parmezan, doprawić do smaku solą i pieprzem. Podawać z listkami świeżej szałwii. Smacznego!
2010-03-24
2010-03-19
A kiedy nie mam czasu na obiad...
Nasz pobyt w Buenos zaczął się powoli, wakacyjnie i leniwie. A potem gwałtownie przyspieszył :) Oprócz lekcji tanga, doszła codzienna sesja pilatesu (na maszynach tzw. reformerach) i jogi. Wieczorem milonga lub praktyka, o ile wcześniej nie położyliśmy się tylko na chwilę by wyciągnąć nogi, która to chwila czasami przeciąga się do rana. Słowo położyć się w tym przypadku to raczej eufemizm - jeśli chodzi o mnie zdecydowanie bardziej adekwantym wyrażeniem byłoby "zwalić się jak kłoda". ;)
Kiedy pisałam o dyniach, które udało mi się tutaj kupić, planowałam zrobić dyniowe ravioli i dyniowe pesto. Na ravioli zabrakło mi czasu / motywacji, a do dyniowego pesto okazało się, że brakuje mi blendera. Purée z zielonej Kabochy siedziało więc w lodówce czekając na nowy pomysł.
Nie chcąc trzymać Was dłużej w napięciu - z puree powstały pyszne krokieciki z tradycyjnym greckim sosem tzatziki. Przygotowanie ich nie zajmie więcej niż pół godziny, pod warunkiem, że w lodówce mamy gotowe purée - można je spokojnie przygotować dzień lub dwa wcześniej. Osobiście bardzo lubię dania, których część przygotowuje się z wyprzedzeniem, zwłaszcza, gdy nie mam czasu by myśleć co by tu zrobić na obiad. Dzisiaj zapraszam na krokiety z sosem tzatziki, jutro - w ramach dań ekspresowych - na szałwiowe risotto z dynią :)
Dyniowe krokiety
dzień wcześniej: przygotować purée z dyni
2,5 szklanki dyniowego purée
3 łyżki posiekanej natki pietruszki
4 łyżki mąki pszennej pełnoziarnistej
1 jajko
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
bułka tarta do obtoczenia
1. Wymieszać dyniowe purée z mąką, jajkiem i pietruszką. Doprawić solą, pieprzem i gałką muszkatołową. Konsystencja powinna umożliwić nam formowanie krokiecików - jeśli purée ma dużo wody, trzeba dodać odrobinę więcej mąki.
2. Obtoczyć krokiety w bułce tartej. Na grubej patelni rozgrzać olej i smażyć krokiety ok. 2 minut z każdej strony, aż skórka będzie złota. Przełożyć na na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem - wchłonie od nadmiar tłuszczu.
Sos tzatziki
1 jogurt bałkański lub zwykły naturalny (200g)
1 średni ogórek lub pół dużego
1 łyżka oliwy z oliwek extra virgin
pół łyżeczki - łyżeczka octu winnego lub soku z cytryny (zależy jak bardzo kwaśny jest jogurt)
1 duży rozgnieciony ząbek czosnku
sól, pieprz
koperek**
Zetrzeć na tarce ogórek, przełożyć na sitko, posolić i odsączyć wodę. Wymieszać z resztą składników, doprawić solą i pieprzem.
** nieosiągalny w Buenos... Ale i tak sos był pyszny!
Kiedy pisałam o dyniach, które udało mi się tutaj kupić, planowałam zrobić dyniowe ravioli i dyniowe pesto. Na ravioli zabrakło mi czasu / motywacji, a do dyniowego pesto okazało się, że brakuje mi blendera. Purée z zielonej Kabochy siedziało więc w lodówce czekając na nowy pomysł.
Nie chcąc trzymać Was dłużej w napięciu - z puree powstały pyszne krokieciki z tradycyjnym greckim sosem tzatziki. Przygotowanie ich nie zajmie więcej niż pół godziny, pod warunkiem, że w lodówce mamy gotowe purée - można je spokojnie przygotować dzień lub dwa wcześniej. Osobiście bardzo lubię dania, których część przygotowuje się z wyprzedzeniem, zwłaszcza, gdy nie mam czasu by myśleć co by tu zrobić na obiad. Dzisiaj zapraszam na krokiety z sosem tzatziki, jutro - w ramach dań ekspresowych - na szałwiowe risotto z dynią :)
Dyniowe krokiety
dzień wcześniej: przygotować purée z dyni
2,5 szklanki dyniowego purée
3 łyżki posiekanej natki pietruszki
4 łyżki mąki pszennej pełnoziarnistej
1 jajko
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
bułka tarta do obtoczenia
1. Wymieszać dyniowe purée z mąką, jajkiem i pietruszką. Doprawić solą, pieprzem i gałką muszkatołową. Konsystencja powinna umożliwić nam formowanie krokiecików - jeśli purée ma dużo wody, trzeba dodać odrobinę więcej mąki.
2. Obtoczyć krokiety w bułce tartej. Na grubej patelni rozgrzać olej i smażyć krokiety ok. 2 minut z każdej strony, aż skórka będzie złota. Przełożyć na na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem - wchłonie od nadmiar tłuszczu.
Sos tzatziki
1 jogurt bałkański lub zwykły naturalny (200g)
1 średni ogórek lub pół dużego
1 łyżka oliwy z oliwek extra virgin
pół łyżeczki - łyżeczka octu winnego lub soku z cytryny (zależy jak bardzo kwaśny jest jogurt)
1 duży rozgnieciony ząbek czosnku
sól, pieprz
koperek**
Zetrzeć na tarce ogórek, przełożyć na sitko, posolić i odsączyć wodę. Wymieszać z resztą składników, doprawić solą i pieprzem.
** nieosiągalny w Buenos... Ale i tak sos był pyszny!
Etykiety:
Buenos Aires,
dynia,
Dyniowe krokiety,
Grecja,
lunch,
ogórek,
Sos tzatziki,
wegetariańskie
2010-03-14
Z ziemi włoskiej do argentyńskiej.
Argentyna jest prawdziwym tyglem kulturowym. Rdzenni mieszkańcy Argentyny (w tym Indianie) mieszkali w małych rozproszonych plemionach i jeśli chodzi o liczebność stanowią raczej mniejszość. W XVI wieku Argentyna została skolonizowana przez Hiszpanów i do tamtego czasu przez ponad 300 lat Hiszpanie byli większością osadników.
Na przełomie XIX i XX wieku zaczęła się wielka emigracja z Europy za "pracą, domem i ziemią". Znowu najwięcej było Hiszpanów, potem Włochów, a także Polaków i Rosjan. Prawie każdy Argentyńczyk, z którym mam okazję rozmawiać, dowiedziawszy się, że jestem z Europy zaczyna wymieniać swoich przodków - babcie, prababcie, dziadków - którzy z Europy pochodzą.
Ta emigracja przełomu wieków, a później także okresu wojen światowych, przywiozła ze sobą własne zwyczaje, w tym kulinarne.
Moim okiem typowo argentyńskie są wołowe steki, wina i dulce de leche. Reszta przynależy albo do kuchni hiszpańskiej (w tym mój ulubiony flan) albo włoskiej.
Na każdym rogu znajdziemy pizzerię, w każdej restauracji obowiązkowo znajduje się obszerny dział z pastami. O ile pizza w wydaniu argentyńskim zupełnie mnie nie wzrusza - jest dość tłusta i nie uznaje żadnych przypraw (broń boże oregano!), to pasty są znakomite. Włócząc się po uliczkach Alto Palermo odkryliśmy, że niemal za rogiem mamy ekskluzywny sklep specjalizujący się w wyrobie makaronów (Maccare - pasta artesanal). Makarony bazyliowe, szpinakowe, paprykowe, pełnoziarniste... jakie tylko dusza zapragnie. W każdym spożywczym można też bez problemu dostać przyzwoity parmezan i dobrą oliwę.
Dzisiaj zapraszam na pełnoziarniste, szpinakowe i jeszcze do tego jajeczne fettuccine z kremowym sosem cytrynowym i łososiem. Koniecznie z lampką schłodzonego rosé. Danie jest ekspresowe jak prawie każdy makaron - w 15- 20 minut obiad jest gotowy. Zapewniam - było pyszne! Zjedliśmy po podwójnej porcji...
Szpinakowe fettucine
z kremowym sosem cytrynowym i łososiem
Porcja na 3-4 osoby, albo dwie bardzo głodne :)
ok. 200g szpinakowego fettuccine (polecam też jajeczne tagliatelle)
300g świeżego łososia
1 jajko
pół szklanki śmietanki (kremówki, ale wersja light z 18% jest też smaczna)
2 - 3 łyżki startego parmezanu
starta skórka z jednej cytryny
50g (lub więcej!) orzeszków piniowych
sól, świeżo zmielony pieprz, świeża bazylia
4 łyżki oliwy z oliwek
1. Makaron ugotować al dente wg wskazówek na opakowaniu, w dużej ilości wrzącej, osolonej wody. W miedzyczasie umyć, osuszyć i pokroić łososia - w kostkę 1,5cm. Następnie dobrze go doprawić solą i świeżo zmielonym pieprzem. Rozgrzać oliwę z oliwek na patelni, dodać łososią i smażyć aż się zarumieni, wtedy przewrócić na drugą stronę i dodać orzeszki piniowe. Smażyć aż orzeszki będą złote. Zdjąć z ognia, odstawić.
2. Wymieszać jajko, śmietankę, startą skórkę z cytryny (najlepiej z bio-cytryny, jeśli takowej nie mamy trzeba ją porządnie wyszorować przed starciem), parmezan. Doprawić solą.
3. Odcedzić makaron, przełożyć ponownie do garnka. Na minimalnym ogniu dodać sos do makaronu - dobrze wymieszać i lekko podgrzać (nie za mocno, by białko się mocno nie ścięło) cały czas mieszając. Dodać łososia z orzeszkami pinii, wymieszać. Podawać z listkami świeżej bazylii i świeżo zmielonym pieprzem.
Na przełomie XIX i XX wieku zaczęła się wielka emigracja z Europy za "pracą, domem i ziemią". Znowu najwięcej było Hiszpanów, potem Włochów, a także Polaków i Rosjan. Prawie każdy Argentyńczyk, z którym mam okazję rozmawiać, dowiedziawszy się, że jestem z Europy zaczyna wymieniać swoich przodków - babcie, prababcie, dziadków - którzy z Europy pochodzą.
Ta emigracja przełomu wieków, a później także okresu wojen światowych, przywiozła ze sobą własne zwyczaje, w tym kulinarne.
Moim okiem typowo argentyńskie są wołowe steki, wina i dulce de leche. Reszta przynależy albo do kuchni hiszpańskiej (w tym mój ulubiony flan) albo włoskiej.
Na każdym rogu znajdziemy pizzerię, w każdej restauracji obowiązkowo znajduje się obszerny dział z pastami. O ile pizza w wydaniu argentyńskim zupełnie mnie nie wzrusza - jest dość tłusta i nie uznaje żadnych przypraw (broń boże oregano!), to pasty są znakomite. Włócząc się po uliczkach Alto Palermo odkryliśmy, że niemal za rogiem mamy ekskluzywny sklep specjalizujący się w wyrobie makaronów (Maccare - pasta artesanal). Makarony bazyliowe, szpinakowe, paprykowe, pełnoziarniste... jakie tylko dusza zapragnie. W każdym spożywczym można też bez problemu dostać przyzwoity parmezan i dobrą oliwę.
Dzisiaj zapraszam na pełnoziarniste, szpinakowe i jeszcze do tego jajeczne fettuccine z kremowym sosem cytrynowym i łososiem. Koniecznie z lampką schłodzonego rosé. Danie jest ekspresowe jak prawie każdy makaron - w 15- 20 minut obiad jest gotowy. Zapewniam - było pyszne! Zjedliśmy po podwójnej porcji...
Szpinakowe fettucine
z kremowym sosem cytrynowym i łososiem
Porcja na 3-4 osoby, albo dwie bardzo głodne :)
ok. 200g szpinakowego fettuccine (polecam też jajeczne tagliatelle)
300g świeżego łososia
1 jajko
pół szklanki śmietanki (kremówki, ale wersja light z 18% jest też smaczna)
2 - 3 łyżki startego parmezanu
starta skórka z jednej cytryny
50g (lub więcej!) orzeszków piniowych
sól, świeżo zmielony pieprz, świeża bazylia
4 łyżki oliwy z oliwek
1. Makaron ugotować al dente wg wskazówek na opakowaniu, w dużej ilości wrzącej, osolonej wody. W miedzyczasie umyć, osuszyć i pokroić łososia - w kostkę 1,5cm. Następnie dobrze go doprawić solą i świeżo zmielonym pieprzem. Rozgrzać oliwę z oliwek na patelni, dodać łososią i smażyć aż się zarumieni, wtedy przewrócić na drugą stronę i dodać orzeszki piniowe. Smażyć aż orzeszki będą złote. Zdjąć z ognia, odstawić.
2. Wymieszać jajko, śmietankę, startą skórkę z cytryny (najlepiej z bio-cytryny, jeśli takowej nie mamy trzeba ją porządnie wyszorować przed starciem), parmezan. Doprawić solą.
3. Odcedzić makaron, przełożyć ponownie do garnka. Na minimalnym ogniu dodać sos do makaronu - dobrze wymieszać i lekko podgrzać (nie za mocno, by białko się mocno nie ścięło) cały czas mieszając. Dodać łososia z orzeszkami pinii, wymieszać. Podawać z listkami świeżej bazylii i świeżo zmielonym pieprzem.
2010-03-12
Dulce de leche. Freddo. I jeszcze raz placuszki.
Śmiem twierdzić, że bez dulce de leche nie byłoby więcej niż połowy Argentyńskich słodkości. Jest wszechobecne - w tartach, ciastach, tortach, malutkich ciasteczkach do herbaty (facturas), jako sos do naleśników albo krem do smarowania chleba. Jedna z najlepiej sprzedających się kaw w Starbucksie to nic innego jak latte z dulce de leche. Argentyńska sieć kawiarni Havanna zbudowana została na popularności dulce de leche. Jednym z jej głównych produktów jest ciasteczko przekładane dulce de leche - alfajor (w 5 różnych wersjach).
Sieć moich ulubionych lodziarni Freddo posiada w swojej ofercie co najmniej 6 smaków z dulce de leche - z czekoladą, z migdałami, klasyczne, w wersji light etc.
Freddo:
Wybrałam najmniejszą (wydawało mi się, że tyci) porcję za 11 peso...
...jak się okazało, w jej skład wchodzą dwa smaki do wyboru. Nie mogłam uwierzyć, ze zmieszczą się one na tym naprawdę miniaturowym wafelku i byłam w szoku, kiedy porcja okazała się być wystarczająca spokojnie dla dwóch osób...

Lody były niebiańskie! Mniam.
Kończąc lodowe dygresje, dulce de leche* to nic innego jak karmelizowane mleko, znane w Polsce jako kajmak albo krem krówkowy. Argentyńskie dulce de leche różni się od polskiego kajmaku odrobinę stopniem skarmelizowania (kajmak jest mniej skarmelizowany) oraz wyraźnym dodatkiem wanilii.
Dulce de leche nie pozostawia nikogo obojętnym, albo się je uwielbia albo krzywi na jego karmelową słodycz. Ja przynajmniej nie spotkałam nikogo obojętnego. Sama należę do grupy pierwszej, jednak ze względu na słodycz wystarcza mi jego bardzo mała ilość. Łyżeczka dziennie na przykład. Uwielbiam je z kromką chleba i kubkiem yerba mate lub jako sos do placuszków (szczególnie w obliczu braku syropu klonowego). Idealnie komponuje się też z bananem, więc wymyśliłam, że zrobię bananowe placuszki na śniadanie. Tak nam posmakowały, że jemy je co drugi dzień, z odrobiną dulce de leche właśnie.
Banany są piękne i tanie, nazywam je owocem szczęścia, bo zawierają tryptofan - aminokwas potrzebny do produkcji serotoniny. Z innych dobroci, które w nich znajdziemy to beta karoten, witaminy z grupy B, witamina C oraz minerały takie jak potas i magnez.** Po 6 a czasami więcej godzinach tańczenia i kolejnych 4h chodzenia w upalnych temperaturach, potas i magnez są nam baaardzo potrzebne :)
Placuszki bananowe
1/2 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej lub graham
1/2 szklanki mąki orkiszowej jasnej lub zwykłej mąki pszennej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 szklanka jogurtu naturalnego / kefiru / maślanki
1/4 do 1/2 szklanki mleka***
1 łyżka miodu
1 łyżeczka naturalnego ekstraktu z wanilii lub 2 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią
2 łyżki oleju z pestek winogron lub słonecznikowego
1 jajko
2 banany cienko pokrojone
Wszystkie składniki wymieszać.
Rozgrzać patelnię i wlać łyżeczkę oleju. Łyżką nabierać porcje ciasta i smażyć na średnim/ wolnym ogniu. Jeden placuszek - 1 łyżka stołowa ciasta. Gdy na plackach pojawią się pęcherzyki, przewrócić je na drugą stronę i smażyć aż placuszki będą złote. Smacznego!
*Dosłowne znaczenie to "słodycz z mleka".
**Źródło: Wikipedia.
***W zależności od mąki - gdy robię z mąką graham typ 1850 używam zazwyczaj 1/4 szklanki, z mąką pełnoziarnistą typ 2000 używam 1/2 szklanki mleka.
Sieć moich ulubionych lodziarni Freddo posiada w swojej ofercie co najmniej 6 smaków z dulce de leche - z czekoladą, z migdałami, klasyczne, w wersji light etc.
Freddo:
Wybrałam najmniejszą (wydawało mi się, że tyci) porcję za 11 peso...
...jak się okazało, w jej skład wchodzą dwa smaki do wyboru. Nie mogłam uwierzyć, ze zmieszczą się one na tym naprawdę miniaturowym wafelku i byłam w szoku, kiedy porcja okazała się być wystarczająca spokojnie dla dwóch osób...
Lody były niebiańskie! Mniam.
Kończąc lodowe dygresje, dulce de leche* to nic innego jak karmelizowane mleko, znane w Polsce jako kajmak albo krem krówkowy. Argentyńskie dulce de leche różni się od polskiego kajmaku odrobinę stopniem skarmelizowania (kajmak jest mniej skarmelizowany) oraz wyraźnym dodatkiem wanilii.
Dulce de leche nie pozostawia nikogo obojętnym, albo się je uwielbia albo krzywi na jego karmelową słodycz. Ja przynajmniej nie spotkałam nikogo obojętnego. Sama należę do grupy pierwszej, jednak ze względu na słodycz wystarcza mi jego bardzo mała ilość. Łyżeczka dziennie na przykład. Uwielbiam je z kromką chleba i kubkiem yerba mate lub jako sos do placuszków (szczególnie w obliczu braku syropu klonowego). Idealnie komponuje się też z bananem, więc wymyśliłam, że zrobię bananowe placuszki na śniadanie. Tak nam posmakowały, że jemy je co drugi dzień, z odrobiną dulce de leche właśnie.
Banany są piękne i tanie, nazywam je owocem szczęścia, bo zawierają tryptofan - aminokwas potrzebny do produkcji serotoniny. Z innych dobroci, które w nich znajdziemy to beta karoten, witaminy z grupy B, witamina C oraz minerały takie jak potas i magnez.** Po 6 a czasami więcej godzinach tańczenia i kolejnych 4h chodzenia w upalnych temperaturach, potas i magnez są nam baaardzo potrzebne :)
Placuszki bananowe
1/2 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej lub graham
1/2 szklanki mąki orkiszowej jasnej lub zwykłej mąki pszennej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 szklanka jogurtu naturalnego / kefiru / maślanki
1/4 do 1/2 szklanki mleka***
1 łyżka miodu
1 łyżeczka naturalnego ekstraktu z wanilii lub 2 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią
2 łyżki oleju z pestek winogron lub słonecznikowego
1 jajko
2 banany cienko pokrojone
Wszystkie składniki wymieszać.
Rozgrzać patelnię i wlać łyżeczkę oleju. Łyżką nabierać porcje ciasta i smażyć na średnim/ wolnym ogniu. Jeden placuszek - 1 łyżka stołowa ciasta. Gdy na plackach pojawią się pęcherzyki, przewrócić je na drugą stronę i smażyć aż placuszki będą złote. Smacznego!
*Dosłowne znaczenie to "słodycz z mleka".
**Źródło: Wikipedia.
***W zależności od mąki - gdy robię z mąką graham typ 1850 używam zazwyczaj 1/4 szklanki, z mąką pełnoziarnistą typ 2000 używam 1/2 szklanki mleka.
2010-03-11
Mi barrio. Mango. Pełnoziarniste placuszki kokosowe.
Buenos Aires jest wielkie. I nie myślę tu tylko o liczbie mieszkańcow - 13 milionów, ale o przestrzeni jaką zajmuje. Każda z dzielnic (barrio) jest jak średniej wielkości miasto, z własnym centrum etc. Rok temu mieszkaliśmy w samym Centrum, w tym roku jest to Palermo, które codziennie odkrywa dla nas coś niezwykłego. Dzisiaj na przykład, na obrzeżu małego parku tuż przy naszym domu ustawiły się o 7 rano trzy wielkie ciężarówki. Po pół godzinie naszym oczom ukazały się prawdziwe cuda przywiezione do Buenos Aires przez rolników z Santa Fe. Wróciliśmy do domu bardzo obładowani...
Ta długa zielono-plamiasta dynia to odmiana dyni piżmowej zwana Barbarą, o przepięknym żółtym miąższu, bardzo delikatnym i maślanym. Zrobiłam z niej moje ulubione placuszki dyniowe, a z reszty powstało purée, z którego jutro powstanie ravioli di zucca. :) Jako, że jest to najsmaczniejsza dynia jaką do tej pory jadłam, pestki skrupulatnie schowałam i zabieram je do Polski.
Mniejsza dynia to odmiana Czerwona Hokkaido, z dosyć ścisłym i suchym miąższem, o cudownym pomarańczowy kolorze i słodkim aromacie. Z niej powstanie dyniowe risotto. :)
Największa zdobycz to Kabocha, odmiana japońska o żółtym miąższu i bardzo melonowym aromacie... Jeszcze nie wiem co z niej powstanie :) Może dyniowe pesto?
Zakupiliśmy jeszcze parę cudów takich jak bataty, gruszkowe pomidory, Zapallitos Redondos (czyli malutkie okrągłe cukinie - lokalny przysmak) i wielkie dojrzałe mango, które zjedliśmy ze smakiem na śniadanie z placuszkami kokosowymi popijając świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym. Idealne śniadanie po przetańczonej nocy! :)
Pełnoziarniste placuszki kokosowe
200ml mleka kokosowego
1 jajko
2 łyżki oleju z pestek winogron / słonecznikowego
1 łyżka cukru pudru
2 łyżeczki cukru waniliowego (najlepiej z prawdziwą wanilią)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
75g mąki pszennej (zwykłej)
50g mąki pszennej pełnoziarnistej lub graham
Wszystkie składniki dokładnie wymieszać.
Rozgrzać masywną patelnię o grubym dnie albo płaską żeliwną patelnię do naleśników i wlać łyżeczkę oleju. Łyżką nabierać porcje ciasta i smażyć na średnim/ wolnym ogniu. Jeden placuszek - 1 łyżka stołowa ciasta. Gdy na plackach pojawią się pęcherzyki, przewrócić je na drugą stronę i smażyć aż placuszki będą złote.
Uwagi:
1) Oryginalny przepis pochodzi z bloga Liski White Plate. Zmodyfikowałam użytą mąkę, bo bardzo lubię orzechowy posmak mąki pełnoziarnistej i zamiast limonkowego syropu podałam placuszki ze świeżym mango.
2) W zależności od rodzaju mąki może być potrzeba dodać więcej mleka, by uzyskać odpowiednią placuszkową - gęstszą niż naleśnikową - konsystencję ciasta. Spokojnie może to być już zwykłe mleko. U mnie to była dodatkowa łyżka. Gdy robimy placuszki w całości ze zwykłej / białej mąki, 200ml mleka kokosowego w zupełności wystarczy.
Ta długa zielono-plamiasta dynia to odmiana dyni piżmowej zwana Barbarą, o przepięknym żółtym miąższu, bardzo delikatnym i maślanym. Zrobiłam z niej moje ulubione placuszki dyniowe, a z reszty powstało purée, z którego jutro powstanie ravioli di zucca. :) Jako, że jest to najsmaczniejsza dynia jaką do tej pory jadłam, pestki skrupulatnie schowałam i zabieram je do Polski.
Mniejsza dynia to odmiana Czerwona Hokkaido, z dosyć ścisłym i suchym miąższem, o cudownym pomarańczowy kolorze i słodkim aromacie. Z niej powstanie dyniowe risotto. :)
Największa zdobycz to Kabocha, odmiana japońska o żółtym miąższu i bardzo melonowym aromacie... Jeszcze nie wiem co z niej powstanie :) Może dyniowe pesto?
Zakupiliśmy jeszcze parę cudów takich jak bataty, gruszkowe pomidory, Zapallitos Redondos (czyli malutkie okrągłe cukinie - lokalny przysmak) i wielkie dojrzałe mango, które zjedliśmy ze smakiem na śniadanie z placuszkami kokosowymi popijając świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym. Idealne śniadanie po przetańczonej nocy! :)
Pełnoziarniste placuszki kokosowe
200ml mleka kokosowego
1 jajko
2 łyżki oleju z pestek winogron / słonecznikowego
1 łyżka cukru pudru
2 łyżeczki cukru waniliowego (najlepiej z prawdziwą wanilią)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
75g mąki pszennej (zwykłej)
50g mąki pszennej pełnoziarnistej lub graham
Wszystkie składniki dokładnie wymieszać.
Rozgrzać masywną patelnię o grubym dnie albo płaską żeliwną patelnię do naleśników i wlać łyżeczkę oleju. Łyżką nabierać porcje ciasta i smażyć na średnim/ wolnym ogniu. Jeden placuszek - 1 łyżka stołowa ciasta. Gdy na plackach pojawią się pęcherzyki, przewrócić je na drugą stronę i smażyć aż placuszki będą złote.
Uwagi:
1) Oryginalny przepis pochodzi z bloga Liski White Plate. Zmodyfikowałam użytą mąkę, bo bardzo lubię orzechowy posmak mąki pełnoziarnistej i zamiast limonkowego syropu podałam placuszki ze świeżym mango.
2) W zależności od rodzaju mąki może być potrzeba dodać więcej mleka, by uzyskać odpowiednią placuszkową - gęstszą niż naleśnikową - konsystencję ciasta. Spokojnie może to być już zwykłe mleko. U mnie to była dodatkowa łyżka. Gdy robimy placuszki w całości ze zwykłej / białej mąki, 200ml mleka kokosowego w zupełności wystarczy.
2010-03-08
Boskie Buenos.
30 h podróży.
12500 km.
Dolecieliśmy, uff.
Boskie Buenos przywitało nas 28 stopniami i słońcem, chociaż kalendarzowo to już pora jesieni - marzec w Buenos to jak wrzesień w Europie. Czerwonych i bardzo słodkich pomidorów gruszkowych, pięknych brzoskwini, melonów, śliwek jest pod dostatkiem. W każdym warzywniaku (Verduderia) dyni do wyboru do koloru - piżmowa, uchiki kuri, muscade de provence, hokkaido. Raj dla dyniowego maniaka takiego jak ja. Gdyby nie jedno ale...
Kuchnia w naszym małym mieszkanku posiada: garnek, patelnię, parę talerzy z melaminy, podstawowy zestaw sztućców, jeden nóż. Ugotowanie czegoś stanowi nie lada wyzwanie logistyczne, o pieczeniu mogę zapomnieć... cóż to, kiedy Buenos jest boskie. ;)
Jakiś czas temu Forever Summer Nigelli rozbawiło mnie do łez, kiedy Nigella powiedziała: "There are some things I always have to have on me - my magic whisk. I'm afraid to say - I always carry it in my bag." ("Są pewne rzeczy, które zawsze mam ze sobą - moje magiczne mieszadelko. Obawiam się to powiedzieć, ale zawsze mam je w swojej torebce"). W kontekście kuchni, którą teraz posiadamy pożałowałam, że jak Nigella nie noszę mieszadełka ze sobą. Pierwsze naleśniki próbowałam wymieszać widelcem, jednak bez zapierających dech w piersiach rezultatów. Po czym wybraliśmy się na poszukiwania mieszadełka. Wyprawa jak się patrzy, niemal jak po świętego Graala! Przez 4 dni nasze wysiłki spełzły na niczym, aż dnia piątego znaleźliśmy magic whisk w chińskim Supermercado. I nasmażyłam pysznych naleśników, które zjedliśmy z dulce de leche i owocami.
Szczegóły - wkrótce. Zdjęcia - jak tylko obmyślę gdzie by tu je zrobić - mieszkanie jest dosyć ciemne, tangowy tryb życia oznacza spanie conajmniej do południa i tańczenie w nocy, czyli omija piękne dzienne poranne światło. Tymczasem fotka widoku z mojego okna. Jakże odmienny od tego w Budapeszcie.... Pozdrawiam wszystkich słonecznie i dziękuję za komentarze mimo tego, że tak mało piszę.
12500 km.
Dolecieliśmy, uff.
Boskie Buenos przywitało nas 28 stopniami i słońcem, chociaż kalendarzowo to już pora jesieni - marzec w Buenos to jak wrzesień w Europie. Czerwonych i bardzo słodkich pomidorów gruszkowych, pięknych brzoskwini, melonów, śliwek jest pod dostatkiem. W każdym warzywniaku (Verduderia) dyni do wyboru do koloru - piżmowa, uchiki kuri, muscade de provence, hokkaido. Raj dla dyniowego maniaka takiego jak ja. Gdyby nie jedno ale...
Kuchnia w naszym małym mieszkanku posiada: garnek, patelnię, parę talerzy z melaminy, podstawowy zestaw sztućców, jeden nóż. Ugotowanie czegoś stanowi nie lada wyzwanie logistyczne, o pieczeniu mogę zapomnieć... cóż to, kiedy Buenos jest boskie. ;)
Jakiś czas temu Forever Summer Nigelli rozbawiło mnie do łez, kiedy Nigella powiedziała: "There are some things I always have to have on me - my magic whisk. I'm afraid to say - I always carry it in my bag." ("Są pewne rzeczy, które zawsze mam ze sobą - moje magiczne mieszadelko. Obawiam się to powiedzieć, ale zawsze mam je w swojej torebce"). W kontekście kuchni, którą teraz posiadamy pożałowałam, że jak Nigella nie noszę mieszadełka ze sobą. Pierwsze naleśniki próbowałam wymieszać widelcem, jednak bez zapierających dech w piersiach rezultatów. Po czym wybraliśmy się na poszukiwania mieszadełka. Wyprawa jak się patrzy, niemal jak po świętego Graala! Przez 4 dni nasze wysiłki spełzły na niczym, aż dnia piątego znaleźliśmy magic whisk w chińskim Supermercado. I nasmażyłam pysznych naleśników, które zjedliśmy z dulce de leche i owocami.
Szczegóły - wkrótce. Zdjęcia - jak tylko obmyślę gdzie by tu je zrobić - mieszkanie jest dosyć ciemne, tangowy tryb życia oznacza spanie conajmniej do południa i tańczenie w nocy, czyli omija piękne dzienne poranne światło. Tymczasem fotka widoku z mojego okna. Jakże odmienny od tego w Budapeszcie.... Pozdrawiam wszystkich słonecznie i dziękuję za komentarze mimo tego, że tak mało piszę.
Etykiety:
Buenos Aires,
inne,
Nigella Lawson
Subscribe to:
Comments (Atom)
